Marsjanie atakują
2009-03-24 11:29:50Kontynuacja tekstu: „Z pamiętnika Brygidy ”
Za piętnaście minut miał nastać Nowy Rok. Cały świat topił się w bąbelkach szampana, błyskał światłami sztucznych ogni, krążył po orbicie w rytmie salsy. Prawie cały, bo jeden wyjątek siedział w dresie i z rozmytym makijażem przed oknem, z nosem wlepionym w mokrą szybę, trzęsącą się brodą i destrukcyjnymi myślami o vanitas swego żywota. Jak łatwo się domyślić, tym ewenementem był nikt inny, jak właśnie ja.
Kończyłam właśnie wyładowywanie garderoby z szafy na podłogę w poszukiwaniu zagubionej pończochy, kiedy zadzwonił dostawca pizzy (moja para na sylwestrową zabawę). „Pizzderia” dnia poprzedniego skonsumował cztery wyroby swojego pracodawcy, struł się sosem musztardowym, leżał w łóżku i wył z bólu (gdyby jego cierpienie okazało się niedostatecznie ogromne, gotowa byłam jechać do niego i śmiertelnie dokarmić czymś ciężkostrawnym). Lamentował coś jeszcze płacząco-przepraszającym tonem do słuchawki, ale do mnie nic już nie docierało. Spojrzałam w swoje odbicie i uświadomiłam sobie, że życzenia noworoczne złożę sobie jedynie z tą osobą w lustrze. Miałam ochotę wybiec na ulicę i wrzeszczeć z rozpaczy. Na dworze było jednak przeraźliwie zimno i fotel przed telewizorem wydał mi się znacznie lepszym miejscem na manifestację swojego smutku. Swoją drogą, profesjonalnie podrasowana historia pojedynczego Sylwestra, doprawiona nastrojem tragizmu i poparta odpowiednią filozofią, mogłaby się stać całkiem niezłym materiałem na kreację nietuzinkowego wizerunku. Podkreśliłaby alternatywne podejście do świata, buntowniczy charakter, protest przeciwko konformizmowi, komercjalizacji i trywializacji życia. W końcu jedyne, co mnie ominęło to pierwszostyczniowy kac, tytuł królowej balu i możliwość wrzucenia zdjęć na naszą-klasę.
Pierwsze kartki kalendarza są niczym pole minowe naszpikowane datami, których z racji astronomicznych, ominąć się nie da, ale należy przeczekać w bezpiecznym schronie. Zmasowany atak sił nieprzyjaciela przypada 14 lutego. Niczym zrzędliwa, stetryczała stara panna o daleko idących skrajnie feministycznych poglądach, powinnam w tym miejscu wyliczać idiotyzmy obchodów Dnia Świętego Walentego, patrona osób cierpiących na epilepsję i choroby nerwowe. Miłość ma jednak swoje, czasem niezbyt mądre prawa, które szanuję, a unikam nie z pobudek ideologicznych lecz humanitarnych, by oszczędzić sobie samoużalania na widok wpatrzonych w siebie cielęcym wzrokiem gołąbeczków. Zresztą, możliwość zarobkowania na kwiatach i gadżetach made in China być może wyciągnie nas z kryzysu gospodarczego.
Kolejna bombka spada 8 marca, choć siła rażenia jest już ewidentnie mniejsza. Ludzie pamiętają wtedy o mnie dużo rzadziej, niż w Dniu Dziecka (ciekawe, dlaczego?). Na to komunistyczne święto dostaję corocznie od mamy dwie pary rajstop. Badyla kupuję sama i wstawiam go do słoika po ogórkach konserwowych, bo zarówno wazon jak i skrzynka na listy, są mi zupełnie zbędne.
Taki stan rzeczy skutkuje u mnie w połowie marca spadkiem poziomu estrogenu do poziomu poniżej kreski. Z pomocą, jak zwykle w takich sytuacjach, nadchodzi mój mentor w tajemnej dla mnie wiedzy o stosunkach damsko-męskich. Asia skomplikowaną, męską naturę tłumaczy mniej więcej w ten sposób:
-Nawet nie staraj się tych Marsjan zrozumieć! Kiwaj tylko głową na znak, że słuchasz uważnie i zgadzasz się oczywiście z nimi w każdym detalu, który uważają za odkrycie zmieniające bieg cywilizacji. I absolutnie nie zaprzeczaj, gdy mówią, że piłka nożna to bardzo trudna gra, której piękna nie zrozumiesz – co do tego drugiego, to pewnie mają rację. Zresztą, oczywiste są przecież ich prawdziwe intencje… Jak rozpoznać, czy mężczyzna ma właśnie ochotę na seks? Sprawdź, czy oddycha. Jak z nimi walczyć? Ich własną bronią.
Na drugi dzień, ta pseudo wyrachowana modliszka, żeńskie wydanie Brutusa, apostata oznajmiła, że zakochała się po uszy w Macieju i wyprowadza się z naszego klubu AA (Asia i Aleksandra). Moja przyjaciółka tym sposobem strzeliła nam samobója…
Ewa Kozłowska
(ewa.kozlowska@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera
Za piętnaście minut miał nastać Nowy Rok. Cały świat topił się w bąbelkach szampana, błyskał światłami sztucznych ogni, krążył po orbicie w rytmie salsy. Prawie cały, bo jeden wyjątek siedział w dresie i z rozmytym makijażem przed oknem, z nosem wlepionym w mokrą szybę, trzęsącą się brodą i destrukcyjnymi myślami o vanitas swego żywota. Jak łatwo się domyślić, tym ewenementem był nikt inny, jak właśnie ja.
Kończyłam właśnie wyładowywanie garderoby z szafy na podłogę w poszukiwaniu zagubionej pończochy, kiedy zadzwonił dostawca pizzy (moja para na sylwestrową zabawę). „Pizzderia” dnia poprzedniego skonsumował cztery wyroby swojego pracodawcy, struł się sosem musztardowym, leżał w łóżku i wył z bólu (gdyby jego cierpienie okazało się niedostatecznie ogromne, gotowa byłam jechać do niego i śmiertelnie dokarmić czymś ciężkostrawnym). Lamentował coś jeszcze płacząco-przepraszającym tonem do słuchawki, ale do mnie nic już nie docierało. Spojrzałam w swoje odbicie i uświadomiłam sobie, że życzenia noworoczne złożę sobie jedynie z tą osobą w lustrze. Miałam ochotę wybiec na ulicę i wrzeszczeć z rozpaczy. Na dworze było jednak przeraźliwie zimno i fotel przed telewizorem wydał mi się znacznie lepszym miejscem na manifestację swojego smutku. Swoją drogą, profesjonalnie podrasowana historia pojedynczego Sylwestra, doprawiona nastrojem tragizmu i poparta odpowiednią filozofią, mogłaby się stać całkiem niezłym materiałem na kreację nietuzinkowego wizerunku. Podkreśliłaby alternatywne podejście do świata, buntowniczy charakter, protest przeciwko konformizmowi, komercjalizacji i trywializacji życia. W końcu jedyne, co mnie ominęło to pierwszostyczniowy kac, tytuł królowej balu i możliwość wrzucenia zdjęć na naszą-klasę.
Pierwsze kartki kalendarza są niczym pole minowe naszpikowane datami, których z racji astronomicznych, ominąć się nie da, ale należy przeczekać w bezpiecznym schronie. Zmasowany atak sił nieprzyjaciela przypada 14 lutego. Niczym zrzędliwa, stetryczała stara panna o daleko idących skrajnie feministycznych poglądach, powinnam w tym miejscu wyliczać idiotyzmy obchodów Dnia Świętego Walentego, patrona osób cierpiących na epilepsję i choroby nerwowe. Miłość ma jednak swoje, czasem niezbyt mądre prawa, które szanuję, a unikam nie z pobudek ideologicznych lecz humanitarnych, by oszczędzić sobie samoużalania na widok wpatrzonych w siebie cielęcym wzrokiem gołąbeczków. Zresztą, możliwość zarobkowania na kwiatach i gadżetach made in China być może wyciągnie nas z kryzysu gospodarczego.
Kolejna bombka spada 8 marca, choć siła rażenia jest już ewidentnie mniejsza. Ludzie pamiętają wtedy o mnie dużo rzadziej, niż w Dniu Dziecka (ciekawe, dlaczego?). Na to komunistyczne święto dostaję corocznie od mamy dwie pary rajstop. Badyla kupuję sama i wstawiam go do słoika po ogórkach konserwowych, bo zarówno wazon jak i skrzynka na listy, są mi zupełnie zbędne.
Taki stan rzeczy skutkuje u mnie w połowie marca spadkiem poziomu estrogenu do poziomu poniżej kreski. Z pomocą, jak zwykle w takich sytuacjach, nadchodzi mój mentor w tajemnej dla mnie wiedzy o stosunkach damsko-męskich. Asia skomplikowaną, męską naturę tłumaczy mniej więcej w ten sposób:
-Nawet nie staraj się tych Marsjan zrozumieć! Kiwaj tylko głową na znak, że słuchasz uważnie i zgadzasz się oczywiście z nimi w każdym detalu, który uważają za odkrycie zmieniające bieg cywilizacji. I absolutnie nie zaprzeczaj, gdy mówią, że piłka nożna to bardzo trudna gra, której piękna nie zrozumiesz – co do tego drugiego, to pewnie mają rację. Zresztą, oczywiste są przecież ich prawdziwe intencje… Jak rozpoznać, czy mężczyzna ma właśnie ochotę na seks? Sprawdź, czy oddycha. Jak z nimi walczyć? Ich własną bronią.
Na drugi dzień, ta pseudo wyrachowana modliszka, żeńskie wydanie Brutusa, apostata oznajmiła, że zakochała się po uszy w Macieju i wyprowadza się z naszego klubu AA (Asia i Aleksandra). Moja przyjaciółka tym sposobem strzeliła nam samobója…
Ewa Kozłowska
(ewa.kozlowska@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera
Słowa kluczowe: kobieta, samotna, singiel