Sexi flexi, czyli seks nasz niepowszedni
2008-09-17 12:06:07Zastanawiałyście się kiedyś, czy normalna kobieta jest w stanie uprawiać seks przez trzy godziny bez przerwy? Oglądając kolorowe i bogato ilustrowane pisma dla płci pięknej, można odnieść wrażenie, że to norma. Ba, to takie absolutne minimum, jakie musi spełnić młoda, piękna niezależna i pewna siebie kobieta (wymienione cechy to też swojego rodzaju kanwa, bez której, jak nam wmawiają, ani rusz, ale to już zupełnie inny temat).
Wyobraź sobie, że kupujesz gazetę i jak każda typowa kobieta czytasz najpierw horoskop po to, by przez następny miesiąc wypytywać każdego faceta, czy jest tym Wodnikiem, który odmieni twoje życie. Ale też po to, by przeczytać, że J.Lo przybyło tu i ówdzie po porodzie i nie może tego zrzucić (powtarzając za pewnym politykiem: „Yes! Yes! Yes!”), dlaczego twoje ciuchy nadają się tylko i wyłącznie do spalenia, bo nawet bezdomnych wstyd w nie ubrać,itp. Zaczynasz rozumieć, dlaczego żółte dodatki nadadzą sens twojemu życiu, gdy nagle odwracając kartkę, wzrok przykuwa nagłówek: „Wakacyjne figle na łonie natury, czyli jak spędzić wymarzony urlop?”. I nagle szlag trafia całą twoją zyskaną dwie kartki wcześniej pewność siebie (kiedy to doszłaś do wniosku, że skoro Sienna Miller też nie ma piersi, nie ma dramatu). Dopada cię zwątpienie, bo ty i twój chłopak spędziliście tegoroczne wakacje pod namiotem. Mało tego, wydawało ci się, że bawiłaś się świetnie. Więc wczytujesz się w kilkustronicowy artykuł o tym, jak i gdzie powinniście się kochać podczas urlopu. Okazuje się, że wszędzie i zawsze. Nie tylko w pozycjach, które wykonać może tylko włoska rodzina akrobatów, ale też od momentu wyjścia z samochodu do chwili, gdy wszyscy współtowarzysze wyprawy uciekną w popłochu do domów, przekonani, że w krzakach czają się jakieś zmutowane, krwiożercze króliki. To są wakacje! A nie te twoje spacery…
Od jakiegoś czasu panuje trend zaglądania nam kobietom nie tylko do szaf i półek z kosmetykami. Do analizy naszych ubrań, ciał, fryzur itp. zdążyłyśmy się już przyzwyczaić na tyle, że nie robi to na nas większego wrażenia. Jednak, ostatnimi czasy obok instrukcji, jak spiąć włosy, żeby podkreślić kości policzkowe i odjąć sobie lat, znajdziemy porady, które mają na celu urozmaicić nasze nudne i banalne życie seksualne. Ale, żeby było jasne, wcale nie chodzi o to, żebyśmy poszły do kosmetyczki, kupiły seksowną bieliznę lub zapaliły kilka świec i włączyły nastrojowa muzykę. Chodzi raczej o to, by podać nam kilkanaście nowych pozycji, po których on oszaleje na naszym punkcie. Zwłaszcza w magazynach specjalizujących się w tego typu „fachowych” poradach, możemy przeczytać np. o niesamowitych doznaniach towarzyszących pozycji odwróconej kowbojki podczas skoku na bungee.
Faktem jest, że wiele artykułów poświęconych ulepszaniu naszego związku poprzez urozmaicanie seksu, koncentruje się również na rozwiązywaniu problemów, z którymi każda z nas zetknęła się pewnie nie raz. Bo co np. zrobić, by podbudować swoją samoocenę, gdy on chce zaprosić do łóżka twoją koleżankę/ sąsiadkę/ siostrę? Odpowiedź - zaprzyjaźnij się z kobietą, z którą spotkacie się niebawem w sypialni i kup nową bieliznę, która zatuszuje twoje mankamenty. Reakcje na taki artykuł, dodajmy, że bogato opatrzony rysunkami, co i gdzie włożyć są różne. Czasem oczy robią nam się coraz większe i większe. Czasem przechylamy lekko głowę, patrząc na rysunek i myśląc: „przecież to fizycznie niemożliwe” lub skonsternowane spoglądamy na okładkę gazety, by sprawdzić, czy to nie pomyłkowo wzięta z półki Kamasutra.
Na ogół jednak wybuchamy śmiechem. No bo spróbuj sobie wyobrazić minę swojego faceta, gdy w samochodzie wyciągasz z torebki czerwony wibrator i wkładasz mu pod pupę? Założę się, że podskoczyłby tak, ze wbiłby się głową w podsufitkę, a wasza podróż skończyłaby się na najbliższym drzewie. W jednej z „tych” gazet, przeczytałabyś: seks na łonie natury smakuje najlepiej, więc dziewczyno: nie zniechęcaj się! Do dzieła! Te i wiele innych reakcji mają tyle wspólnego z pruderyjnością, co krzesło z krzesłem elektrycznym. Chodzi tu raczej o zachowanie zdrowego rozsądku i refleksję nad tym, czy seks pozostaje aktem między dwojgiem ludzi, czy wyczynem sportowym. Niebawem trzeba będzie zorganizować jakieś zawody i ufundować nagrody, bo skoro za skok w dal jest medal, to jak nie docenić pikantnego skoku na bok lub miłosnych zapasów z wykorzystaniem odwróconej pozycji kwiatu lotosu... Swoją drogą, nie wyobrażam sobie ceremonii dekoracji.
Skąd to przekonanie, że Polki nie mają pojęcia, co zrobić w łóżku ze sobą i swoim facetem? Prawdą jest, że, wg najnowszych badań, Polacy kochają się często, bo prawie co dwa dni, ale krótko (przeciętny stosunek trwa ok. 10 min), więc faktycznie najlepiej nie jest. Ale nie wierzę, że kobiety są tak pozbawione kreatywności i spontaniczności, że muszą czytać o tym jak i gdzie dotknąć ukochanego? Nie mówię już o takiej „naiwnej” funkcji seksu, jak okazanie uczuć, zaufania, itp. W obliczu kolejnych publikacji coraz to nowszych pozycji, przy których asany jogi to pryszcz, a stare dobre kajdanki to już nie symbol frywolności, pojawia się pytanie, gdzie w tym wszystkim miejsce na intymność i tajemnicę, które dotąd towarzyszyły przyspieszonym oddechom.
Gdy patrzę na te wszystkie rysunki i czytam, co, jak i gdzie unieść, żeby osiągnąć maksimum rozkoszy, zastanawiam się, kto oszalał? Ja? Bo uważam, że jak zrobię szpagat pionowy i odchylę się by zrobić mostek będę myślała tylko o tym, ze nie ma siły ludzkiej, by moje stawy to wytrzymały. Czy może kolorowe magazyny, które, nie wiadomo po co i jakim prawem, uczą nas, co zrobić, by nasz seks był trendy?
Anna Kręcioch
(anna.krecioch@dlastudenta.pl)
Fot. Kamil Downarowicz
Wyobraź sobie, że kupujesz gazetę i jak każda typowa kobieta czytasz najpierw horoskop po to, by przez następny miesiąc wypytywać każdego faceta, czy jest tym Wodnikiem, który odmieni twoje życie. Ale też po to, by przeczytać, że J.Lo przybyło tu i ówdzie po porodzie i nie może tego zrzucić (powtarzając za pewnym politykiem: „Yes! Yes! Yes!”), dlaczego twoje ciuchy nadają się tylko i wyłącznie do spalenia, bo nawet bezdomnych wstyd w nie ubrać,itp. Zaczynasz rozumieć, dlaczego żółte dodatki nadadzą sens twojemu życiu, gdy nagle odwracając kartkę, wzrok przykuwa nagłówek: „Wakacyjne figle na łonie natury, czyli jak spędzić wymarzony urlop?”. I nagle szlag trafia całą twoją zyskaną dwie kartki wcześniej pewność siebie (kiedy to doszłaś do wniosku, że skoro Sienna Miller też nie ma piersi, nie ma dramatu). Dopada cię zwątpienie, bo ty i twój chłopak spędziliście tegoroczne wakacje pod namiotem. Mało tego, wydawało ci się, że bawiłaś się świetnie. Więc wczytujesz się w kilkustronicowy artykuł o tym, jak i gdzie powinniście się kochać podczas urlopu. Okazuje się, że wszędzie i zawsze. Nie tylko w pozycjach, które wykonać może tylko włoska rodzina akrobatów, ale też od momentu wyjścia z samochodu do chwili, gdy wszyscy współtowarzysze wyprawy uciekną w popłochu do domów, przekonani, że w krzakach czają się jakieś zmutowane, krwiożercze króliki. To są wakacje! A nie te twoje spacery…
Od jakiegoś czasu panuje trend zaglądania nam kobietom nie tylko do szaf i półek z kosmetykami. Do analizy naszych ubrań, ciał, fryzur itp. zdążyłyśmy się już przyzwyczaić na tyle, że nie robi to na nas większego wrażenia. Jednak, ostatnimi czasy obok instrukcji, jak spiąć włosy, żeby podkreślić kości policzkowe i odjąć sobie lat, znajdziemy porady, które mają na celu urozmaicić nasze nudne i banalne życie seksualne. Ale, żeby było jasne, wcale nie chodzi o to, żebyśmy poszły do kosmetyczki, kupiły seksowną bieliznę lub zapaliły kilka świec i włączyły nastrojowa muzykę. Chodzi raczej o to, by podać nam kilkanaście nowych pozycji, po których on oszaleje na naszym punkcie. Zwłaszcza w magazynach specjalizujących się w tego typu „fachowych” poradach, możemy przeczytać np. o niesamowitych doznaniach towarzyszących pozycji odwróconej kowbojki podczas skoku na bungee.
Faktem jest, że wiele artykułów poświęconych ulepszaniu naszego związku poprzez urozmaicanie seksu, koncentruje się również na rozwiązywaniu problemów, z którymi każda z nas zetknęła się pewnie nie raz. Bo co np. zrobić, by podbudować swoją samoocenę, gdy on chce zaprosić do łóżka twoją koleżankę/ sąsiadkę/ siostrę? Odpowiedź - zaprzyjaźnij się z kobietą, z którą spotkacie się niebawem w sypialni i kup nową bieliznę, która zatuszuje twoje mankamenty. Reakcje na taki artykuł, dodajmy, że bogato opatrzony rysunkami, co i gdzie włożyć są różne. Czasem oczy robią nam się coraz większe i większe. Czasem przechylamy lekko głowę, patrząc na rysunek i myśląc: „przecież to fizycznie niemożliwe” lub skonsternowane spoglądamy na okładkę gazety, by sprawdzić, czy to nie pomyłkowo wzięta z półki Kamasutra.
Na ogół jednak wybuchamy śmiechem. No bo spróbuj sobie wyobrazić minę swojego faceta, gdy w samochodzie wyciągasz z torebki czerwony wibrator i wkładasz mu pod pupę? Założę się, że podskoczyłby tak, ze wbiłby się głową w podsufitkę, a wasza podróż skończyłaby się na najbliższym drzewie. W jednej z „tych” gazet, przeczytałabyś: seks na łonie natury smakuje najlepiej, więc dziewczyno: nie zniechęcaj się! Do dzieła! Te i wiele innych reakcji mają tyle wspólnego z pruderyjnością, co krzesło z krzesłem elektrycznym. Chodzi tu raczej o zachowanie zdrowego rozsądku i refleksję nad tym, czy seks pozostaje aktem między dwojgiem ludzi, czy wyczynem sportowym. Niebawem trzeba będzie zorganizować jakieś zawody i ufundować nagrody, bo skoro za skok w dal jest medal, to jak nie docenić pikantnego skoku na bok lub miłosnych zapasów z wykorzystaniem odwróconej pozycji kwiatu lotosu... Swoją drogą, nie wyobrażam sobie ceremonii dekoracji.
Skąd to przekonanie, że Polki nie mają pojęcia, co zrobić w łóżku ze sobą i swoim facetem? Prawdą jest, że, wg najnowszych badań, Polacy kochają się często, bo prawie co dwa dni, ale krótko (przeciętny stosunek trwa ok. 10 min), więc faktycznie najlepiej nie jest. Ale nie wierzę, że kobiety są tak pozbawione kreatywności i spontaniczności, że muszą czytać o tym jak i gdzie dotknąć ukochanego? Nie mówię już o takiej „naiwnej” funkcji seksu, jak okazanie uczuć, zaufania, itp. W obliczu kolejnych publikacji coraz to nowszych pozycji, przy których asany jogi to pryszcz, a stare dobre kajdanki to już nie symbol frywolności, pojawia się pytanie, gdzie w tym wszystkim miejsce na intymność i tajemnicę, które dotąd towarzyszyły przyspieszonym oddechom.
Gdy patrzę na te wszystkie rysunki i czytam, co, jak i gdzie unieść, żeby osiągnąć maksimum rozkoszy, zastanawiam się, kto oszalał? Ja? Bo uważam, że jak zrobię szpagat pionowy i odchylę się by zrobić mostek będę myślała tylko o tym, ze nie ma siły ludzkiej, by moje stawy to wytrzymały. Czy może kolorowe magazyny, które, nie wiadomo po co i jakim prawem, uczą nas, co zrobić, by nasz seks był trendy?
Anna Kręcioch
(anna.krecioch@dlastudenta.pl)
Fot. Kamil Downarowicz
Słowa kluczowe: felieton sexi flexi seks