Spisane z życia - Kobieta

Przez Brukselę w szpilkach

2009-07-14 12:42:03
 Przygoda z Portugalią miała na długo oduczyć mnie europejskich wojaży. Najpierw 36- godzinna podróż samochodem, później przedsmak erasmusowego życia i zdecydowana potężna niedyspozycja przez kilka dni z rzędu. Tymczasem postanowiłam spojrzeć na zdjęcia z Porto z przymrużeniem oka i dzielnie pojechać na trzydniowe zwiedzanie Brukseli.

Zostałam zapakowana do autokaru z centrolewicą i dermatologami. Wyjazd organizowany był na zaproszenie Pani Eurodeputowanej poprzedniej kadencji – stąd centrolewica. Natomiast ja figurowałam tam jako humanistka do towarzystwa (głównie towarzystwa mojej cioci, wybitnej dermatolog) – stąd dermatolodzy. Ze swoją dezorientacją polityczną usytuowana mimo wszystko subtelnie na prawo, zasięgnęłam odpowiednich informacji u mojego guru spraw politologicznych, niejakiej Pauliny J, która to: zaordynowała mi temat Buzka i poruszenie kwestii wzrostu kompetencji parlamentu po Traktatach Lizbońskich. Wytłumaczyła, jak dziecku, że zamiast partii mają tam frakcje, że kiedyś staniemy przed wyborem federacja czy Europa ojczyzn. Wybrałam to drugie, przypominając sobie „Rodzinną Europę” Miłosza i cały semestr ćwiczeń poświęcony polskiemu nobliście. Poczułam sie pewnie, zasunęłam torbę i kazałam sie zawieźć na Plac Andrzeja w Katowicach. Co postój, systematycznie opróżniałyśmy termos pełen rumu z żurawiną.

W autokarze puszczono nam film. Największa traumę kulturowa od czasów „Krupniokow z Sosnowca.” Film nosił tytuł „Zabych” i z tego co usłyszałam/zobaczyłam między nową płytą Pati Yang a kolejnymi rozdziałami Llosy – był tragiczny. Coś na kształt reality show o kulturze Śląska z wątkiem dramatyczno-fabularnym. „Zabych” okazał się niczym w porównaniu z kolejnym filmem, który prezentował nam blaski i cienie życia Al Kaidy. Nie wiem, co robiła w nim żona Bena Aflecka, ale prezentowała się nieźle na tle wszystkich tych ciemnoskórych terrorystów. Po serii karaoke z całym repertuarem Lady Pank i kolejnym kiepskim filmie udało nam się dojechać.

Na miejscu rozpoczęło się zwiedzanie. Niestety nie obyło się bez niespodzianek ze strony pani przewodnik, która przegoniła nas przez Brukselę w takim tempie, że mało udało się zapamiętać. Mylili jej się Brueglowie, czym doprowadziła mnie do szału. Choć moje zdziwienie osiągnęło szczyt, kiedy próbowała nam wmówić, że Mickiewicz tak naprawdę był krypto-Celtem. Niezbędnym było zastosowanie selektywnego odbioru. Wyłapywałam z jej względnie spójnego potoku słów informacje wybiórcze. Tak też okazało się, że najważniejsze dwa pomniki w Brukseli to siusiający chłopczyk i siusiająca dziewczynka. Cała grupa dzielnie sfotografowała co trzeba, kilka zdjęć panoramicznych i można było cieszyć się już kolacją z panią euro poseł profesor (humorystyczną nazwę wymyśliło jej życie). Kolacja była fantastyczna, bo przynajmniej kulinarna część Brukseli otworzyła przede mną swoje podwoje. Oczywiście były mule, czyli popularnie zwane małże podane gotowane w ciepłym, selerowo-czosnkowym sosie. Do tego kilogramy bagietek i słynne belgijskie piwo. Ciemne nazywa się z niemieckiego ‘schwarze’, natomiast białe – z lekka intrygująco ‘blonde’. Polecam oba, ale nie przy rynku, ponieważ tam ceny wahają się od 7 do 9 euro za kufel.

 Polecam także znakomitą czekoladę. Co druga uliczka mieściła w sobie potężny Candy Schop z wielobarwnymi tabliczkami czekoladowych rarytasów na wystawach. Urzekł mnie głównie Leonidas i jego skórki pomarańczowe oblane pyszną, gorzką czekoladą, która delikatnie pobudzała tylko kubki smakowe, żeby później rozpłynąć się na podniebieniu, zostawiając mnie w niemym zachwycie nad kilkucentymetrowym kawałkiem słodyczy. Bez dwóch zdań: to najmniejszy przedmiot na świecie, który jest w stanie dać kobiecie satysfakcję w mniej niż minutę. W największych wariacjach czekoladowych nie przypuszczałam, że istnieje faktycznie miejsce będące połączeniem „Chocolat” (Juliette Binoche i Johny Deepem) z „Harrym Potterem!” Siedziałam z pudłem czekoladek na kolanach, piłam belgijskie piwo i cieszyłam oczy neogotyckimi, koronkowymi wykończeniami budynków przy głównym placu Brukseli. Każda rzeźba wydawała się być osobno oświetlona, dzięki czemu całość sprawiała wrażenie jeszcze bardziej monumentalnych budowli, z których aż wyzierał duch czasu. Wyobrażenie sobie pracy, którą musiał wykonać rzeźbiarz, przyozdabiając fronty kamienic i pałaców, przerosła moje możliwości. Zamiast zatem wyobrażać sobie, oglądałam maleńkie okienka, miniaturowe balkoniki, portyki, filary, wieżyczki, bramy, ramy okienne i wszystko inne, co stanowi główny punkt programu takiej architektonicznej wycieczki.
 
Niestety, trzeba było powoli meldować się w hotelu. Ponieważ Bruksela jest jednym z tych miast, gdzie uliczki wyglądają wszystkie tak samo, krążenie po różnych dróżkach zajęło nam dobrą godzinę. Rano pamiętałam tylko niejasne refleksje na temat Arabów, którzy ponoć zdominowali to miasto, tak jak murzyni Paryż. Nie ubogacili go jednak swoją kulturą, ale obniżyli znacznie poziom i zaśmiecili. Na każdym rogu stoi budka z kebabem i żebrzące Azerbejdżanki, dlatego ciężko jest poznawać kulturę belgijską po północy. Postanowiłam zatem przełożyć to na rano.

Drugiego dnia plan był prosty: do 13 czas wolny, później wizyta w Europarlamencie i do domu. Skoro parlament to i strój wizytowy. Żeby nie robić sobie niepotrzebnych problemów od razu założyłam oficjalny mundurek jeszcze z lat licealnych, przywdziałam szpilki i przegalopowałam w nich po kostce brukowej sprzed wieków, z jednego końca Brukseli na drugi. Po spędzeniu czterech godzin na obcasach i przemierzeniu kilku pięter Muzeum Królewskiego – myślałam, że umrę po przejściu choćby jeszcze centymetra. Muzeum dostarczyło mi intelektualnego i artystycznego pobudzenia na kilka kolejnych miesięcy. Ponieważ zawsze wchodząc do takich obiektów kultury, czuję się jak Pirce Brosnan w „Aferze Thomasa Crowna”, tym razem przeżyłam całkowite zaskoczenie. Moim oczom ukazała się ekspozycja poświecona Magritte’owi, autorowi słynnego pana w meloniku z zielonym jabłuszkiem na twarzy. Brakowało jeszcze tylko Brosnana i moje życie uzyskałoby całkiem nowy wymiar. Zamiast jednak na jedynym Bondzie z prawdziwego zdarzenia, skupiłam się na takich dżentelmenach jak Bruegel, Rembrandt, Rubens, Hals i przede wszystkim Cranach. O malarstwie każdy może przeczytać w dowolnym serwisie internetowym, dlatego nie będę Was zanudzać teoretycznymi wynurzeniami na temat pociągnięć pędzla tego a tego, z tego czy innego wieku.

Opowiem za to, jak w między czasie zapoznałam Victorię, Rosjankę, studentkę finansów i bankowości na tamtejszym Uniwersytecie. Dziewczyna opowiedziała mi o sobie wszystko. Że przyjechała tu na wymianę, że studiowała wcześniej filologię germańską, że wyszła za Belga, aż do momentu teraźniejszego, że jest biedna po egzaminie, że wybiera się na lazurowe wybrzeże i że chętnie pójdzie ze mną na kawę. A ja tylko spytałam, jak dojść na Grand Platz. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że ktoś, kto ma na imię Olga nie zna rosyjskiego. Zrobiło mi się faktycznie nieswojo i postanowiłam zapisać się na jakiś kurs po powrocie. Byłby to i może koniec opowieści, ale pozostaje jeszcze ciągle główny cel wycieczki: wizyta w Europarlamencie. Jest on wielki, w połowie przeszklony, bardzo burżujski i całkowicie bez wyrazu. Widać kasę władowaną w każdy cm kwadratowy, jednak bez zbytniego polotu i stylu. Faktycznie, obiekt powala wielkością, ale poza tym nie jest majestatycznym miejscem, z którego promieniowałaby na mnie władza Europy. Wręcz przeciwnie. Odniosłam wrażenie jakby zbierała się tam garstka chłopaczków chcących na siłę stworzyć nadpolitykę i bawić się w tworzenie prawa. Nie jestem w stanie traktować tej instytucji poważnie. Cała grupa wycieczkowa naprzemiennie przysypiała i robiła zdjęcia. Nie wyrażając też specjalnego zainteresowania wykładem na temat roli i funkcjonowania brukselskich polityków w świecie. Wykład formułował to wszystko w tak fachowy i monotonny sposób, że przez publiczność przetoczyła się fala znużenia, zamykając powieki równiutko od prawej do lewej.

A po tym wszystkim nareszcie mogłam zdjąć buty. Zapakowano mnie na siedzenie autokaru i odwieziono do Polski. Po 16 godzinach morderczej, powrotnej jazdy, wypiciu kilku piw przy niemieckiej autostradzie i kolejnej dawce badziewnego kina, obudziłam się w Katowicach. Zapałałam miłością do dworca, Pałacu Młodzieży, korków na ulicy Mikołowskiej… I po raz kolejny podjęłam decyzję, że z domu się nigdzie nie ruszam, a kraju nie opuszczam.

Olga Filipowska
(olga.filipowska@dlastudenta.pl)
Słowa kluczowe: bruksela, europarlament, podróż
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
  • ee [0]
    Ol
    2009-07-26 15:06:31
    o kurde to nudna wycieczka
  • Świetny artykuł! [0]
    Ewa
    2009-07-15 10:48:23
    Jak w temacie-gratuluję talentu:)
Zobacz także
Dzień Kobiet
Nie tylko 8 marca! Sprawdź, kiedy Dzień Kobiet świętuje się na świecie!

Nie wszędzie Dzień Kobiet jest obchodzony tego samego dnia.

studentka
Dzień Kobiet według Polek - jak go świętują i co chciałyby otrzymać w prezencie? [wyniki badania]

Co ciekawe, aż połowa badanych Polek planuje obdarować z tej okazji... samą siebie.

Dzień Kobiet - jak świętować ten dzień? - 5 pomysłÃłw
Dzień Kobiet - co robić w to święto? 5 pomysłów

Zobacz, jak spędzić Dzień Kobiet, aby w pełni go celebrować.

Polecamy
wesela w czasie koronawirusa
Co z weselami w trakcie trwania pandemii koronawirusa? Wrocław

Czy powinno się je organizować i jakie obecnie obowiązują zasady?

Hermafrodytyzm
Kim jest hermafrodyta?

Dowiedz się więcej o osobach posiadających zarówno męskie, jak i żeńskie narządy płciowe.

Polecamy
Ostatnio dodane
Dzień Kobiet
Nie tylko 8 marca! Sprawdź, kiedy Dzień Kobiet świętuje się na świecie!

Nie wszędzie Dzień Kobiet jest obchodzony tego samego dnia.

studentka
Dzień Kobiet według Polek - jak go świętują i co chciałyby otrzymać w prezencie? [wyniki badania]

Co ciekawe, aż połowa badanych Polek planuje obdarować z tej okazji... samą siebie.

Popularne
spalanie kalorii
Spalanie kalorii

Liczba spalonych kalorii w ciągu 1 godziny wysiłku fizycznego.

Krwawienie po stosunku
Krwawienie po stosunku

Szczęśliwa po stosunku, masz wrażenie jakbyś znajdowała się w raju. Chciałoby się krzyknąć: Chwilo trwaj! Nic nie sprowadzi cię szybciej na Ziemie, jak fakt, iż ...

72 h po...
72 h po...

Co zrobić w sytuacji, gdy odbyłaś stosunek bez zabezpieczenia i obawiasz się zajścia w niechcianą ciążę?