Sukces i już?!
2008-09-28 20:01:08A człowiek zaczyna się różnić od osła nie tylko mniejszymi uszami, ale także zdolnością do ugody i negocjacji. Na każdym kroku może podejmować decyzje, co chciałby zrobić i to kieruje go do odpowiedzi na często stawiane dzieciom pytanie: kim będziesz, gdy dorośniesz? To pytanie zostaje na długo w umyśle kształcącego się osobnika. Czasami zaślepia i wśród równych widzimy takich, którzy pragną być równiejsi. Dążyć, pędzić i przepychać się łokciami. Zdobyć coś więcej niż inni, szybciej osiągnąć sukces. Coraz więcej studentów w trakcie studiów również pracuje. Patrząc na ludzi sukcesu, są przekonani, że jeśli nie zaczną już dzisiaj, niczego nie osiągną. Ale czy mają rację?
Spójrzmy na współczesne społeczeństwo z tzw. ”wyższej półki”. Same ideały, ludzie mianujący siebie wzorcami i zachwycający się swoim wzajemnym istnieniem w świecie wyścigu szczurów. Odnoszą sukces rzutem na taśmę i przebiegają dalej, by nikt nie zauważył pomyłki. Popełniają błędy i zrzucają je na innych, by zachować dobre imię. Walczą o sukces, nie o efekt pracy. Dążą do pieniędzy a za nic mają samodoskonalenie- no chyba, że firma zafunduje kurs asertywności. Grunt to zachować pozory! Nie pozwolić światu zobaczyć, jak niewiele jest się wartym. Nie ma co tracić czasu na poszukiwania i dążenie do czegoś, czego nie osiągniemy!
Michał Anioł zwykł mawiać „ancora imparo” - „ciągle się uczę.” Na kartach historii zapisał się jako geniusz i perfekcjonista. Dążenie do perfekcji było jego chlebem codziennym. Słowo „detal” w jego ustach nabierało nowego znaczenia. Doprowadzał do szału tych, którzy zlecili mu pomalowanie kopuły Kaplicy Sykstyńskiej, bo to co inni zrobiliby w kilka miesięcy, uważając pracę za dobrą i szczegółową, Michał Anioł tworzył niemal sześć lat. Leżał na rusztowaniach wznoszących się kilkadziesiąt metrów nad ziemią i na mokrym tynku dawał życie postaciom biblijnym. Z mistrzowską wnikliwością i skrupulatnością tworzył je a ich każdy mięsień, mina i gest zasługują na hołd. Był dla siebie surowszy, niż ktokolwiek obserwujący go z zewnątrz, bo w jego wyobraźni tworzyły się wizje, którym nie były w stanie sprostać dłoń, pędzel i dłuto. Jego największe dzieło na tej kopule- „Mojżesz” zostało dźgnięte przez mistrza w kolano. Krzyknął do niego w furii: -Dlaczego nie mówisz?! Kiedy pewnego dnia podczas pracy w Kaplicy Sykstyńskiej zmartwiony jego ciągłym niezadowoleniem z rezultatów własnej pracy przyjaciel, zapytał go, kto z takiej odległości dostrzeże jakikolwiek mankament jego dzieła, Michał Anioł odparł, że on. Pewnie niejeden z was stwierdzi- to bardzo imponujące, ale przecież w takim biznesie liczy się szybkie wykonanie usługi, bo inni cię wyprzedzą. Należy czasami jednak przypomnieć sobie staropolskie „co nagle, to po diable.”
Kto dąży dziś do doskonałości? Gdzie podziały się talenty na miarę Michała Anioła, Leonarda da Vinci, Mozarta? Gdzie podziały się dusze tych, którzy krzyczą: „Czemu nie mówisz?”. Chińskie przysłowie mówi „kropla drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym spadaniem.” I to jest właśnie to, czego brakuje nam we współczesnych czasach. Świętej cierpliwości. Jedzenie jest fast, produkcja mass, rozwój speed! Uczą nas, że najważniejsze jest szybkie dążenie do sukcesu i natychmiastowe osiągnięcia. Że liczy się tylko pierwsze wrażenie. Że pierwszy milion trzeba ukraść itd.
Ważne, żeby się dostać i sprawiać pozory, a szlify dostaniemy później. Ważne, żeby szybko! Jakby cały świat zapomniał o tym, że aby osiągnąć coś wielkiego i znaczącego trzeba na to poświęcić tysiące godzin, lata wyrzeczeń i trudu. Że pierwsze próby są często nieudane, ale trzeba stawić im czoła, przyznać się do porażki i pouczonym własnymi błędami odbić się i walczyć od nowa. Bo często wychodzi dopiero za drugim, dziesiątym, a czasem nawet setnym razem i jest to lepsze niż masowa produkcja mizeroty! Trzeba czasami zacząć płakać ze złości na siebie, zniszczyć owoc swojej ciężkiej pracy, dźgnąć go dłutem albo spalić, przyznać się, że nie wyszło tak, jak miało, a potem zacząć jeszcze raz. Większą dumą i wartością w naszym życiu będzie nawet jedna rzecz, którą wykonamy w życiu z perfekcją i będziemy wiedzieć, że była warta włożonego poświęcenia, niż tysiąc takich, których będziemy się później wstydzić. To, co robimy świadczy o nas, dlatego nawet jeśli ktoś z dołu krzyczy, żeby dać spokój, bo jest OK, nie można tego słuchać. Trzeba wierzyć własnym zmysłom, dążyć do ideału stworzonego w umyśle. I nie bać się przyznać, że nadal się uczymy, bo tylko prawdziwa, nie pozorna doskonałość przechodzi do historii wieków.
W życiu przychodzi czas na wszystko. Są etapy, gdy najważniejsze jest podjęcie odpowiedniego wyboru co do przedszkolnego deseru. Są takie, gdy uczymy się stawiać litery i takie, gdy składając je musimy czytać setki książek zostawionych w naukowej spuściźnie przez starsze pokolenia. Ten ostatni nazywamy studiami. On stwarza nam bazę wiedzy, rozwija pasję i przygotowuje do robienia w kolejnym etapie czegoś, co da nam prawdziwą satysfakcję z dobrze wykonywanych zadań. Edison mówił, że nie przepracował w życiu żadnego dnia, bo wszystko, co robił było przyjemnością. Przyjemnością będzie jedynie wówczas, gdy pewni swoich umiejętności podejmiemy się pracy. Gdy z pełną świadomością zadecydujemy, co chcemy robić. Nie bójmy się, że wyprzedzą nas inni, którzy oprócz pozorów nauki, będą stwarzać pozory pracy. Nie bójmy się powiedzieć „ancora imparo!”
Agnieszka Zięba
(agnieszka.zieba@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera