Tanie podróżowanie. Malta
2012-08-14 09:27:34Dzisiaj jest zwariowany dzień, milion telefonów i sms-ów, e-maile i wiadomości... ale cóż, mam urodziny. I to nie byle jakie, bo 18naste. Kilka lat temu zegar zatrzymał się na tymże numerze i co roku właśnie takie urodziny obchodzę. Pominę telefony mojej uroczej chrzestnej, która skrupulatnie wylicza mi wiek… ale cóż, kobiety jak wino, im starsze tym lepsze, prawda?
Ostatnim razem pisałam Wam o Stockholmie, teraz ruszę na południe i napiszę co nieco o Malcie. To malutka wysepka schowana między europejskimi Włochami, a afrykańską Libią. Co wynika z takiego połączenia? Piekielnie gorące lato, wulkaniczny wygląd wyspy i przemili, otwarci ludzie. Polecieliśmy na nią w czerwcu, w trakcie trwania naszego Euro2012. Już na lotnisku dało się zauważyć, iż nie tylko my wpadliśmy na podobny pomysł. Malta jest tak niewielka, że całą wyspę można zwiedzić zaledwie w jeden dzień, komunikacja autobusowa jest bardzo dobrze rozbudowana. Przez „przypadek” nawet jeździliśmy na biletach innych, niż powinniśmy, czyli tańszych. Słysząc w głowach nasze narodowe powiedzenie „Polak potrafi” użyliśmy biletów rezydentów Malty. A co? A kto nam zabroni ? Problemów nie stwierdzono, wystarczyło przy wejściu do autobusu się nie odzywać i dać wyliczoną kwotę kierowcy. Ryzykowanie kary za jazdę na niedozwolonym bilecie, czyli 10 euro, uważaliśmy za nieadekwatną do przewinienia, więc ryzykowaliśmy. Tańsze bilety były niczym.. aby się dostać z Malty na Gozo, należy przepłynąć promem z Cirkewwa do Mgarr. Mieliśmy niesamowite szczęście i popłynęliśmy na nią za darmo (uff…15 euro w kieszeni !!), nasz autobus przyjechał w ostatnim momencie, około 3minut przed odpłynięciem promu, w kasach biletowych nie było już nikogo, więc urocza Pani pracująca przy odprawie, przepuściła nas bokiem i kazała biec co sił w nogach aby na ten prom zdążyć… udało się, dotarliśmy w momencie rozpoczęcia podnoszenia tratwy (nie wiem jak inaczej mam to opisać), pomostu służącego za wjazd dla samochodów. Na promie poznaliśmy uroczego tubylca, który zaczął nam opowiadać o Comino (wyspa, którą mijaliśmy po drodze, a cel naszej wędrówki) oraz o tym jakie sławy tam przypływały oraz jakie filmy na niej kręcono (np. Troja). Na pożegnanie podpowiedział nam, gdzie możemy rozbić nasz namiot (uwaga była na wagę złota w krainie wulkanicznego krajobrazu, gdzie królują mało płaskie, kamieniste tereny, a każdy pozostający i nadający się pod uprawę skrawek ziemi jest zagospodarowany.
Kolejna porcja wrażeń już niebawem… może tym razem opowiem coś o Maroku i uciekaniu przed królewskimi żołnierzami.
Monika Kulesza
www.wroclot.pl