Domowe farbowanie włosów na blond - antyporadnik
2020-10-08 13:43:57Chyba większość z nas wpadła kiedyś na ten genialny pomysł, którym jest domowe farbowanie włosów na blond. Ja nie dam rady? Przecież pokazana na youtube metamorfoza nie wygląda na jakiś wyjątkowo skomplikowany proces. A zatem, jak to się dzieje, że jeszcze tego samego dnia dzwonimy z płaczem do najbliższego fryzjera? Pozwoliliśmy sobie przedstawić proces farbowania ciemnych włosów na blond i podzielić się własnym doświadczeniem, zdradzając, co może pójść nie tak.
Zobacz też: Naturalna pielęgnacja włosów.
Jak doszło do tego dramatu?
Pewnego dnia trafiamy na wyjątkowo wciągające filmiki z serii metamorfoz i DIY. Zaczynamy oglądać i nim się obejrzymy, uznajemy, że koniecznie musimy zmienić nasz dotychczasowy kolor. Kilka dni researchu i dochodzimy do prostego wniosku: jest tyle osób, które samodzielnie farbują ciemne włosy na blond i wyglądają świetnie, to dlaczego nam by się miało nie udać?
1. Przygotowanie włosów do koloryzacji
Więc tak, idziemy do najbliższej drogerii w poszukiwaniu narzędzia zbrodni. Kupujemy przypadkowy rozjaśniacz, bo jako specjaliści od koloryzacji doskonale wiemy, że żeby wyszedł jasny blond, to musimy rozjaśnić ciemne włosy. Kolejnym krokiem jest wybór odpowiedniej farby. Powinniśmy zająć się tym szybciej, ale coś nie wyszło, więc teraz nadrabiamy zaległości. Czytamy opis produktu, którego opakowanie podoba nam się najbardziej. Działamy instynktownie (całkowicie lecimy na czuja) dobierając aktualnie modny odcień, w przeświadczeniu,że całkowicie zmieni nasz wygląd. Wracamy do domu, nie spodziewając się, jak niewiele się pomyliliśmy.
2. Rozjaśnianie włosów - od tego trzeba zacząć!
Na początek warto zobaczyć poniższe zestawienie nieudanych podejść do samodzielnej koloryzacji włosów i kilka razy przemyśleć kwestię rozjaśniania, farbowania czy ścinania ich w domu. Jeśli jednak nadrabiamy ten filmik już po fakcie dokonanym, to pocieszmy się cudzym nieszczęściem (ot, taka przywara narodowa) i potraktujmy je jako formę terapii - nie my pierwsi i nie ostatni!
Więc, co może pójść nie tak? Na świeżo umyte i wysuszone włosy nakładamy rozjaśniacz, dzięki czemu ryzyko poparzenia skóry głowy właśnie sięgnęło zenitu. Następnie, postępując zgodnie ze wskazówkami z instrukcji, ubieramy rękawiczki i dzielimy włosy na sekcje (zbyt duże, by precyzyjnie nałożyć produkt) i zabieramy się do rozprowadzania rozjaśniacza. Idzie nam mozolnie, ale jesteśmy bardzo zdeterminowani. Czekamy wymagane 25 minut z folią i czapką lub ręcznikiem na głowie. Po tym czasie spłukujemy produkt, a tu niespodzianka! Włosy są żółte, niekiedy z brązowymi plamami. Warto dodać, że jeśli były wcześniej farbowane, to istnieje spore ryzyko, uzyskania miejscami zielonego koloru...
Na szczęście zachowujemy zimną krew i powtarzamy procedurę w miejscach, które wymagają kolejnego rozjaśniania. Uznajmy, że po tym zabiegu wyrównaliśmy kanarkowy odcień włosów. Chcielibyśmy rozjaśnić go o chociaż jeden poziom, lecz niestety nie mamy już wystarczającej ilości produktu. W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak zabrać się za farbę i mieć nadzieję, że jakimś cudem uda się uzyskać chłodny odcień ze zdjęcia na opakowaniu. Co prawda zaczyna nas niepokoić stan włosów. Chyba trochę je spaliliśmy, ale jeszce się nie dymią, więc do dzieła!
3. Kiedy farba staje się ostatnią deską ratunku...
No więc przechodzimy do finału, którym jest próba uzyskania zamierzonego koloru. Jak łatwo się domyślić zakończona fiaskiem. Drogeryjna farba całkowicie dobija kondycję włosów, a tymczasem pigment w ogóle się nie przyjmuje. Ponownie myjemy głowę i ratujemy się wszystkimi maskami i odżywkami, jakie mamy w domu. Po wyschnięciu włosów (bo w tym momencie użycie suszarki byłoby świadomym samobójstwem) okazuje się, że jest tak źle, że nie pozostaje nam nic innego jak pójście do tej samej drogerii, po jakikolwiek toner lub fioletowy szampon, który dodatkowo wysuszy nam włosy, o ile jest to jeszcze możliwe. Jesteśmy dobrej myśli, jeszcze nam wszystkie nie wypadły.
Po panicznej próbie ratunku okazuje się, że zestresowani pominęliśmy kilka miejsc, w których nasz kurczak na głowie jest dalej widoczny. W tym momencie musimy przyznać się do porażki i ponownie przywołać stereotyp - znaleźć czekoladę (lub lody, żeby było bardziej dramatycznie) i włączyć serial, w którym oczywiście występują same wysportowane, długonogie i niebieskookie blondynki. Wyłączamy go, sfrustrowani zastanawiając się, dlaczego nam nie wyszło i umawiamy się do jedynego fryzjera, który z jakiegoś powodu ma wolny termin na następny dzień, ale z takim tematem nie mamy dużego wyboru. Płacimy i płaczemy, bo nie pozostaje nam już nic innego. Oby tylko ten fryzjer wiedział co robi. Nie żebyśmy my nie mieli pojęcia, bo przecież teorię znamy świetnie...
Zobacz też: Na czym polega olejowanie włosów?
KK
fot. 3803658 z Pixabay