Absolwent kryzysowy
2009-03-03 10:40:00Prawnik, lekarz, bibliotekarz. Stolarz, górnik, poeta. Każdy kto chciał się uczyć, każdy kto chciał mieć pracę, miał. Społeczeństwo hierarchiczne, w którym każdy znajdował, prędzej czy później, swoje miejsce. Mało popularne wyjazdy zarobkowe, rodziny rozdzielane, tęsknota odległości. Swoją pracą, płacą, przeważnie niestety zbyt niską w stosunku do oczekiwań, można było wieczorem usiąść przed telewizorem bez trwogi i znaku zapytania w głowie , bez niepewności o jutro, jego byt i ewentualne cięcia etatów w firmie.
Kiedy w dzieciństwie nie miałam ochoty iść do szkoły, mama zwykle wytaczała przeciwko mnie najsilniejszą artylerię, strasząc, grożąc, motywując. Karmiona przysłowiami typu „nie chciało się nosić teczki, to się nosi woreczki”, własną i rodziców ambicją, poszłam na studia. Najpierw jedne, wymarzone, później chwilowo znudzone, następnie na drugie. Ciesząc się ze wzlotów, denerwując upadkami, przyszłość widziałam raczej w ciepłych barwach, bo bezpiecznych. Duma rodziców, dziadków, gratulacje obrony. Był ogromy stres, może chwile wstydu czy upokorzenia i tytuł towarzyszący przez resztę życia.
Większość studentów, dopóki z roku na rok cyfry rzymskie w indeksie zmienia, odnosi i odbiera go z dziekanatu, chodzi na egzaminy, zdaje je lub oblewa, nie myśli o przepaści, w którą wpadnie po skończeniu studiów. Nie myśli o byciu już nie studentem a jeszcze nie pracownikiem. Nie myśli o pracy w niechcianym, bo życiem wymuszonym zawodzie, stanowisku. Nie po to przecież się uczy. Nie zastanawia się nad zjawiskiem depresji towarzyszącej ukończeniu szkoły, ani na odnalezieniu w tym samym momencie swojego miejsca w społeczeństwie. Nie myśli, że 37% zniżki w PKP się skończy. Albo myśląc, złe przyszłości wizje odgania choć na chwilę. „Żałuję, że nie pracowałam w czasie studiów„ – wyżaliła się kiedyś koleżanka. O doświadczeniu, stażu, znajomościach mówiła i o tym, że miałaby teraz o wiele łatwiej. Beztrosko przyjemniejsze życie jednak wtedy wiodąc. Zamyśliłam się nad analogią siebie. Czy te same wnioski niedługo wyciągnę, czy mi się jednak uda?
Skończyłam studia. Podwójnie. Czy to znaczy, że mogę teraz śmiało iść w świat? Podążać przed siebie i kolejne oferty pracy porównywać, wybierając dla siebie ostatecznie najdogodniejszą, bo najlepszą? Skończyłam studia. Podwójnie. Tylko, że to nie czasy moich rodziców. Kolejne CV pozostaje bez odpowiedzi. Każda motywacja demotywacją się kończy. Chociaż, mimo wszystko, mimo kłód rzucanych pod nogi i pasma rozczarowań, nadal chce mi się wierzyć. Nadal mam ochotę czekać, każdy telefon z zapartym tchem odbierać i wiedzieć, że cierpliwość i trud ostatnich lat nie pójdzie na marne. Mimo, iż skończyłam studia w najbardziej nieodpowiednim chyba momencie, to mam nadzieję że zahartuje mnie to na tyle, że w przyszłości żadna przeszkoda nie okaże się nie do pokonania.
I chociaż teraz, wraz z każdymi 20 złotymi zostawianymi w sklepie, plan oszczędnościowy włącza światło czerwone już nie nieśmiało przypominając o trybie, planowanym na wypadek nieplanowanego kryzysu. Zakłada on, że minimalizowanie kosztów żołądkiem skurczonym osiągnąć można, przechodząc metamorfozę z kości na ości, bacznie obserwowaną przez lustro. Stare ubrania odświeżyć, dodatkami nadać im modnego wyrazu. Z tańszymi sieciami sklepów się przeprosić. Śliczny sweterek, nawet z przeceny, odpuścić. Kawę z przyjaciółką w mieście, domową zastąpić. Śwince skarbonce ukrócić życie. Tak niewiele, ale przecież nie lubimy zmian, które radykalnie ograniczają nasze wyobrażenie siebie i przyzwyczajenia.
„Czy wiesz co to znaczy ASAP?” - zapytał kiedyś ktoś. „Nie” – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wiedzą na tamten czas. „Bo tak właśnie musisz mi pomóc pracę tutaj znaleźć…” – odparł. As Soon As Possible - tak popularne, angielskie. Obawiam się tylko, że teraz Soon Is Impossible wraz z nową erą wchodzi. To chyba era nauczenia się wytrwałości w cierpliwości…
Marta Sadowska
(marta.sadowska@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera
Kiedy w dzieciństwie nie miałam ochoty iść do szkoły, mama zwykle wytaczała przeciwko mnie najsilniejszą artylerię, strasząc, grożąc, motywując. Karmiona przysłowiami typu „nie chciało się nosić teczki, to się nosi woreczki”, własną i rodziców ambicją, poszłam na studia. Najpierw jedne, wymarzone, później chwilowo znudzone, następnie na drugie. Ciesząc się ze wzlotów, denerwując upadkami, przyszłość widziałam raczej w ciepłych barwach, bo bezpiecznych. Duma rodziców, dziadków, gratulacje obrony. Był ogromy stres, może chwile wstydu czy upokorzenia i tytuł towarzyszący przez resztę życia.
Większość studentów, dopóki z roku na rok cyfry rzymskie w indeksie zmienia, odnosi i odbiera go z dziekanatu, chodzi na egzaminy, zdaje je lub oblewa, nie myśli o przepaści, w którą wpadnie po skończeniu studiów. Nie myśli o byciu już nie studentem a jeszcze nie pracownikiem. Nie myśli o pracy w niechcianym, bo życiem wymuszonym zawodzie, stanowisku. Nie po to przecież się uczy. Nie zastanawia się nad zjawiskiem depresji towarzyszącej ukończeniu szkoły, ani na odnalezieniu w tym samym momencie swojego miejsca w społeczeństwie. Nie myśli, że 37% zniżki w PKP się skończy. Albo myśląc, złe przyszłości wizje odgania choć na chwilę. „Żałuję, że nie pracowałam w czasie studiów„ – wyżaliła się kiedyś koleżanka. O doświadczeniu, stażu, znajomościach mówiła i o tym, że miałaby teraz o wiele łatwiej. Beztrosko przyjemniejsze życie jednak wtedy wiodąc. Zamyśliłam się nad analogią siebie. Czy te same wnioski niedługo wyciągnę, czy mi się jednak uda?
Skończyłam studia. Podwójnie. Czy to znaczy, że mogę teraz śmiało iść w świat? Podążać przed siebie i kolejne oferty pracy porównywać, wybierając dla siebie ostatecznie najdogodniejszą, bo najlepszą? Skończyłam studia. Podwójnie. Tylko, że to nie czasy moich rodziców. Kolejne CV pozostaje bez odpowiedzi. Każda motywacja demotywacją się kończy. Chociaż, mimo wszystko, mimo kłód rzucanych pod nogi i pasma rozczarowań, nadal chce mi się wierzyć. Nadal mam ochotę czekać, każdy telefon z zapartym tchem odbierać i wiedzieć, że cierpliwość i trud ostatnich lat nie pójdzie na marne. Mimo, iż skończyłam studia w najbardziej nieodpowiednim chyba momencie, to mam nadzieję że zahartuje mnie to na tyle, że w przyszłości żadna przeszkoda nie okaże się nie do pokonania.
I chociaż teraz, wraz z każdymi 20 złotymi zostawianymi w sklepie, plan oszczędnościowy włącza światło czerwone już nie nieśmiało przypominając o trybie, planowanym na wypadek nieplanowanego kryzysu. Zakłada on, że minimalizowanie kosztów żołądkiem skurczonym osiągnąć można, przechodząc metamorfozę z kości na ości, bacznie obserwowaną przez lustro. Stare ubrania odświeżyć, dodatkami nadać im modnego wyrazu. Z tańszymi sieciami sklepów się przeprosić. Śliczny sweterek, nawet z przeceny, odpuścić. Kawę z przyjaciółką w mieście, domową zastąpić. Śwince skarbonce ukrócić życie. Tak niewiele, ale przecież nie lubimy zmian, które radykalnie ograniczają nasze wyobrażenie siebie i przyzwyczajenia.
„Czy wiesz co to znaczy ASAP?” - zapytał kiedyś ktoś. „Nie” – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wiedzą na tamten czas. „Bo tak właśnie musisz mi pomóc pracę tutaj znaleźć…” – odparł. As Soon As Possible - tak popularne, angielskie. Obawiam się tylko, że teraz Soon Is Impossible wraz z nową erą wchodzi. To chyba era nauczenia się wytrwałości w cierpliwości…
Marta Sadowska
(marta.sadowska@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera
Słowa kluczowe: absolwent, studia, brak pracy, praca