Bruksela – idealne miejsce na weekend?
2009-07-03 16:25:52Bruksela. Stolica Unii Europejskiej. Dzielnica wszystkich szklanych budowli, w których ważni ludzie decydują o ważnych sprawach. A dookoła wszystko rozkopane. Polska chyba nie musi mieć już kompleksów w tej kwestii. Brukselczycy dziury w chodnikach mają nie mniejsze niż my, dlatego miasto jest rozkopane, szczególnie w tej najważniejszej dzielnicy. Może kiedyś skończą, chociaż, jeśli wierzyć słowom „tubylca”, u którego mieszkałam – kończą, kończą i skończyć nie mogą.
Skończyły ci się pieniądze i potrzebny jest ci bankomat? Szukajcie, a znajdziecie - powiadają. W Brukseli bankomatów jest tak niewiele, że najlepiej szukać ich z mapą w dłoni. Z kolei, żeby zdobyć darmową mapę, trzeba najpierw odnaleźć punkt informacyjny, który nie znajduje się zaraz przy wyjściu z jednej z głównych stacji metra, czy w innym widocznym punkcie, jak to zwykle bywa. Przestrzegam też przed brakiem drobnych pieniędzy. Maszyny z biletami na stacjach metra nie przyjmują banknotów. Około północy, chwilę po przyjeździe do miasta, uratowało mnie tylko to, że na szczęście w brukselskim metrze nie ma, jak w większości zachodnioeuropejskich miast, bramek, przez które bez biletu się nie przejdzie. Są kontrolerzy biletów, ale ponoć rzadko pracują. No i jeszcze ta pogoda – „czasem słońce czasem deszcz”… Ale wiadomo – to mógł być tylko przypadek.
To właściwie, po co ja do tej Brukseli pojechałam, skoro ona taka zła? Na dwa dni warto wpaść. Żeby zobaczyć kilka najważniejszych miejsc, jak siedziba Parlamentu Europejskiego, Atomium, czy Grand Place. Przede wszystkim jednak Atomium. Model kryształu żelaza, powiększony 165 milionów razy. Wielka, srebrna budowla, z ciekawym widokiem, jakiej nie uświadczy się nigdzie indziej. Nieco oddalona od centrum miasta. Wybudowana na wystawę światową w 1958 roku. Oprócz samego wjazdu na najwyższą kulę polecam powędrować schodami do innych „kulek”, bo znajdziemy tam kilka ciekawych obrazków, nieco historii, a na zwieńczenie wspinaczki – dotrzemy do małej restauracyjki, gdzie można (stosunkowo tanio) zjeść pysznego gofra i napić się czekolady.
Pod drugie Grand Place i wszystko, co wokół. Grand Place, bo to piękne kamieniczki, zachwycające szczegółami. Jedna podobna do drugiej, wszystkie wyjątkowe, zebrane razem tworzą śliczny obrazek. Wszystko wokół, bo to z kolei różnorodne restauracyjki i eleganckie restauracje, z prawdziwego zdarzenia, do których odwiedzenia zachęcają stojący na zewnątrz i witający każdego przechodnia kelnerzy. Wąziutkie, brukowane uliczki, zabytkowe kamieniczki, zakamarki. Taka druga Bruksela, zupełnie inna niż ta, parlamentarna i chłodna.
Jak w każdej stolicy, również tu znajduje się kilka wartych odwiedzenia muzeów. Najlepszym jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej, bo nie nudzi. Nudne za to (choć pewnie nie dla wszystkich) będzie Królewskie Muzeum Sztuki Dawnej. Oprócz tego ciekawostką może być Muzeum Zabawek czy Muzeum Czekolady.
Kulinarną absolutną koniecznością jest spróbowanie czekolady, z której słyną Belgowie. Gofrów, których herezją byłoby porównywanie do polskich… I przynajmniej kilku z wielu (naprawdę wielu) rodzajów piw. Belgijskie piwo jest doceniane na całym świecie, dlatego niektóre sklepiki oferują nam 350 jego rodzajów, a niektóre restauracje mają w karcie około 250 pozycji pod hasłem „Beer.” Dla smakoszy to prawdziwy raj.
Czas pakować walizki i wyruszać do Brukseli.
Iwona Guzińska
(iwona.guzinska@dlalejdis.pl)