Lans w babskim wydaniu
2008-05-14 00:28:17Nie, moje drogie panie, nie pora to na zasiadanie z tabliczką czekolady przed tendencyjną telenowelą wenezuelską oglądaną w oryginalnym języku. Kwestię czekolady rozwiąże musujący magnez, a tandetę przed telewizorem lepiej zamienić na coś konstruktywnego, czyli popularnie zwany lans. Można go uprawiać wszędzie. W domowym zaciszu i w miejskim gwarze. Może dotyczyć niemal każdej sfery życia od lodówki po jazdę samochodem. A tak oto przedstawia się ten pomysł:
1. Lans ogólnorozwojowy
Wkładamy najlepszy dres jaki mamy i pędzimy na koedukacyjną siłownię. Można tak eksponować się w każdym możliwym wariancie od tendencyjnego podrywu po wyniosłą stylizację, a i tak łączy się tym samym przyjemne z pożytecznym. Nie dość, że obserwujemy potencjalnych kandydatów do stawiania nam wieczorem drinków to jeszcze dbamy o własną sylwetkę. Biorąc pod uwagę wzrost endorfin, który powoduje każdy wysiłek fizyczny – wyjdziemy na zdecydowany plus. Choć oczywiście wysiłek i względne zadowolenie początkowo nijak mają się do siebie, to w efekcie naprawdę jesteśmy szczęśliwsze.
2. Lans miejski
Feministyczna wersja żelu i dobrej bryki. Nie chodzi bynajmniej o sztampowe blacharstwo, bo blond wiechę włosów do pasa uznajemy tylko na imprezach w klimacie lekko-obyczajowym. Kobieta wszystko, co wiejskie i tandetne jest w stanie zaadaptować do warunków uznanych społecznie za akceptowalne. Warto wykorzystać tę zdolność i wyjść na miasto na tak zwany podryw. Przywdziej najlepszą sukienkę, wbij się w swoje najlepsze jeansy, dopieść całość rewelacyjnym tuszem do rzęs i do boju. Podobno naszą ukrytą zdolnością jest efektowne prostowanie się i zarzucanie włosami tak, by każdego to zniewoliło. Dla mnie to po prostu pewność siebie – nigdy nie można zostawić jej w domu. A głowa bohatersko zadarta do góry każdej z nas poprawi humor.
3. Lans domowy
Wszystko pod publikę, ale własną. W domu możesz stawiać na dres i kiepską muzykę. Nikomu nie trzeba się tłumaczyć z sączących się z głośnika rzewnych, lirycznych piosenek. Nikogo nie interesują spięte na cebulę włosy i wyjadanie serków z lodówki. Można w końcu poukładać alfabetycznie płyty, albo realizować inny Narodowy Dzień Absurdu i nikogo to nie będzie obchodzić. Można włączyć telenowelę i czuć się z tym świetnie. Można ponadrabiać braki w lekturze, albo w portalach plotkarskich – i wszystko ujdzie nam na sucho. Oczywiście lans domowy jest dozwolony tylko w wypadku domatorek amatorek. W każdym innym, to jak kupowanie DVD w sezonie towarzyskim – co najmniej podpada pod depresję. A wtedy bardzo blisko już do czekolady pochłanianej tabliczkami i kilku kilogramów więcej na wadze.
Olga Filipowska
(olga.filipowska@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera