Powroty do przeszłości
2011-01-17 16:40:48Podobno kiedy zaczynamy wspominać, powinnyśmy też zacząć się martwić. Wspominanie świadczy rzekomo o tym, że się starzejemy. Taką opinię słyszałam. Ale dla mnie wspominanie to przede wszystkim dowód na to, że kiedyś zdarzyło się coś, do czego warto sięgnąć pamięcią. Nawet jeśli nie zawsze są to szczęśliwe momenty, niektóre mają duże znaczenie. Dla mnie najpiękniejsze i nabardziej wartościowe są wspomnienia z dzieciństwa i lat szkolnych. Dlatego doskonale rozumiem kobiety, które tym etapem swojego życia postanowiły w ciekawy sposób podzielić się z innymi, Marzenę Sowę i Małgorzatę Kalicińską.
Marzena Sowa to Polka, która mieszka i pracuje we Francji. Jest autorką opowieści o Marzi, dziewczynce dorastającej w Polsce lat osiemdziesiątych. Dzieci i ryby głosu nie mają oraz Hałasy dużych miast zasługują jednak na uwagę nie tylko ze względu na treść, dzieciństwo Marzi przedstawione zostało bowiem w formie ciągle jeszcze dla wielu dość niezwykłej, jako komiks. A historia dzieciństwa pokazana w ten właśnie sposób ma podwójną siłę oddziaływania.
Marzi czytają zarówno starsi, jak i młodzi, i zarówno na jednych, jak i drugich robi duże wrażenie. Jak czytamy na okładce: Pierwszym (starszym) uzmysławia, ile się w Polsce zmieniło, drugim (młodszym) opowiada jak było (Marzena Sowa, Sylvain Savoia, Marzi. Dzieci i ryby głosu nie mają, Warszawa 2007). Trudno w kilku zdaniach opisać wszystkie emocje towarzyszące lekturze, ale mogę zdecydowanie polecić ją wszystkim, którzy chcą poznać Polskę przedostatniej dekady dwudziestego wieku, widzianą oczami dziecka, opisaną z dziecku tylko właściwą szczerością i emocjami.
Druga ze wspomnianych autorek, Małgorzata Kalicińska, znana jest szerokiemu gronu czytelników przede wszystkim z cyklu powieści zapoczątkowanego przez Dom nad rozlewiskiem. Ale autorka związana jest nie tylko z Mazurami, wychowała się na warszawskiej Saskiej Kępie, o czym opowiada w zbiorze wspomnień, zatytułowanym Fikołki na trzepaku. Wspomnienia z podwórka i nie tylko. Książka największą gratką jest z pewnością dla warszawian, którzy znają okolice Saskiej Kępy czasów młodości autorki, ale nie tylko. Kalicińska przenosi też czytelnika w inne miejsca, które sama odwiedzała jako dziecko. I mimo że opisy osób i czynności wydają się niekiedy aż nazbyt szczegółowe, Fikołki na trzepaku czyta się z przyjemnością i lekkością, jak na wspomnienia z dzieciństwa przystało. Sama natomiast autorka, zdając sobie może sprawę ze swojej niezwykłej staranności w malowaniu postaci i zdarzeń, i nie chcąc stracić zainteresowania czytelnika, uprzedza: Uwaga ważna: Ten rozdział można pominąć. To długaśny opis moich koleżanek i kolegów (…). Uważam, że im się należy. (…) niezainteresowanych odsyłam od razu na stronę 33 (Małgorzata Kalicińska, Fikołki na trzepaku, Poznań 2009). Ja nie pominęłam żadnego.
Czy jeśli wracanie pamięcią do przeszłości świadczyłoby o rozpoczęciu procesu starzenia, którakolwiek kobieta chciałaby publikować swoje wspomnienia? I tym samym przyznawać, że nie jest już młoda?
Ewa Stanik
(ewa.stanik@dlastudenta.pl)