Sesja znów zaskoczyła studentów!
2009-02-05 11:28:21Nauka ma to do siebie, że żeby się do niej zabrać, muszą być spełnione pewne warunki: atmosferyczne, gastronomiczne, porządkowe, towarzyskie. Nie można po prostu usiąść. Trzeba się przygotować psychicznie, pozytywnie nastawić i modlić, by to się skończyło jak najszybciej.
Ale zanim to się stanie, trzeba przypomnieć sobie instrukcję obsługi nowego żelazka, zrobić pierwsze porządne pranie w 2009 roku, umyć stos naczyń wyłaniających się złowieszczo ze zlewu i to ręcznie!
Choć zazwyczaj w ogóle to nie przeszkadza, nagle ogarnia nas wszechogarniająca potrzeba poukładania odzieży w kostkę, posegregowania kolorami oraz wedle przeznaczenia. Skarpetki też - od krótkich do podkolanówek. Koniecznie należy zatemperować wszystkie znalezione w domu ołówki, wyrzucić przeczytane gazety, poodkurzać, umyć okna i wykąpać kota.
Ostatni dzwonek dzwoni, by przepchać zlew, wymienić zwykłe żarówki na energooszczędne, podlać niewinne niczemu kaktusy, uporządkować pliki mp3 w komputerze, powyrzucać zużyte chusteczki higieniczne z torebki i pomalować paznokcie. W przerwie – kawa. No i znowu zabrakło mleka, więc trzeba się ruszyć i pojechać do miasta z koleżanką na kawę, bo bez niej żadna półkula nie jest w stanie zagwarantować przyswojenia sesyjnej wiedzy. A skoro to sesja przez duże S, to trzeba pokserować, podrukować, poprzesyłać, popytać, pomarudzić, przepisać, napisać, odpisać. Końca nie widać! Nagle okazuje się, że to północ i zaskoczony student udaje się na zasłużony odpoczynek, by od rana, bez dwóch zdań, w pocie czoła i z wypiekami na twarzy zacząć się uczyć. Dobry plan to połowa sukcesu, można zasnąć z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Budzik nastawiony na 8 rano. Dziesięć drzemek gratis oczywiście. Później poranny pakiet podstawowy, czyli śniadanie, sprawdzenie poczty, telefon do mamy, prysznic, przegląd najświeższych plotek, podwójna dawka kofeiny, mycie uzębienia i już dochodzi pora obiadowa. Zaczynają doskwierać wgryzające się w mózg i trujące jadem wyrzuty sumienia i nie ma wyjścia – trzeba usiąść i przysiąść. No ale to logiczne, że ciężko się skupić, gdy na stole rozgrywają się dantejskie sceny z okruchami chipsów, kieliszkami z czerwonym czymś na dnie i butelkami z wiadomą zawartością w roli głównej. Szybkie godzinne sprzątanie i można się zabrać do nauki. Jeśli chodziło się na kurs szybkiego czytania, encyklopedia wchodzi w godzinę, jeśli nie – dozwolone jest sięgnięcie po kieszonkowy format.
Samo przeczytanie to już coś, można nagrodzić swoją silna wolę. Może małe towarzyskie spotkanie za udaną sesję? Czemu nie! Przecież i tak nic się nie stanie - noc nie sprzyja wysiłkom umysłowym. Student zdający sobie z tego sprawę obiecuje, że zacznie "od jutra", w myśl idei ,,co masz zrobić dziś, zrób pojutrze, będziesz miał dwa dni wolnego.’’ Coś podobnego do odchudzania. Więc ile można? Wszystko do czasu. Kiedy lenistwo osiąga apogeum, a wyrzut sumienia zwany sesją nie pozwala nawet na spokojną konsumpcję chleba i wina, to już znak, że bezlitosny zegar rozpoczął odliczanie. 24h do egzaminu. Akurat tyle, żeby popisać się talentem i z wdziękiem zrobić ściągi. Start!
Co roku jest tak samo. Nawet Nostradamus nie miałby problemów z przewidywaniem przebiegu tych kilku męczących tygodni. W lutym sesja znów zaskakuje niewinnych studentów, którzy żyjąc do tej pory w błogiej nieświadomości, zmuszeni są ruszyć siłą woli obie swoje półkule mózgowe, by nie dać ciała i zapewnić sobie kolejny beztroski semestr. Obiecując sobie oczywiście, że już nigdy więcej nie dadzą się tak zaskoczyć. I jak to zwykle bywa - do następnego razu ani razu!
Monika Pryśko
(monika.prysko@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera