Tabula Rasa, czyli zaczynać od zera
2009-03-30 09:50:14Jeszcze dwa tygodnie temu byłam kimś zupełnie innym: nudną, przewidywalną i nieustannie użalającą się nad szarością swej codzienności, pilną studentką V roku Psychologii, która w analizie i dociekaniach nad ludzką mentalnością, zapomniała zrozumieć samą siebie. Jeszcze dwa tygodnie temu miałam dokładnie rozpisany swój harmonogram życia, a paradoksalnie brak w nim było tego najważniejszego – celu. Moja bezsensowna i właściwie prowadząca donikąd schematyczność przybierała groteskowe formy (byłabym w stanie zorganizować za życia własny pogrzeb, aby mieć pewność, że ceremonia przebiegnie zgodnie z planem). Nasza egzystencja jest jednak na tyle nieobliczalna, że żaden, nawet najbardziej misternie dopracowany scenariusz nie sprawi, że będzie się żyło łatwiej i szczęśliwiej. Dwa tygodnie temu zrobiłam najbardziej szaloną rzecz w swojej 24- letniej historii.
Smażyłam właśnie naleśniki, podjadając surowe ciasto, kiedy do mieszkania weszła Aśka. Już sam fakt, że „weszła” (normalnie „wlatuje” z prędkością geparda) zwiastował kłopoty. Na jej twarzy malowały się dziesiątki uczuć, ale w oczach było zdecydowanie. Usiadłam koło niej na parapecie. W tym miejscu odbyły się wszystkie najważniejsze rozmowy naszego życia: to tutaj pierwszy raz wydarłam się na nią, że zachowuje się niedojrzale (kłótnia trwała 3 minuty i zakończyła się obietnicą, że już nigdy do takiej nie dojdzie). To w tym miejscu ona opowiadała o swoich rozterkach sercowych a ja o tragedii z powodu zaliczenia kolokwium na marne 4.5. To z tego parapetu ona chciała wzbić się w górę za marzeniami, a ja ściągałam ją brutalnie na ziemię.
- Maciej chce, żebym z nim zamieszkała. Ja też chyba tego pragnę. Nie, ja to wiem na pewno – wyszeptała patrząc na czubki swoich pantofli. Co wtedy poczułam? Poza drażniącą wonią spalonej patelni, to … nic, zupełną pustkę. Jakby jej słowa nie były skierowane do mnie, choć nie było tam nikogo innego. Po chwili doznałam uczucia zazdrości, tej w najgorszej formie, płynącej prosto z bezdennego źródła egoizmu. Zamiast radości ze szczęścia jednej z najbliższych mi osób, we mnie rosła złość. Nie dlatego, że mnie opuszcza czy wystawia naszą przyjaźń na próbę, tylko z tego powodu, że ja, nawet gdybym chciała, nie miałabym dokąd i do kogo się wyprowadzić.
Nagle poczułam, że może to jest znak, szansa dla mnie, by w końcu przekonać się kim jestem, jakie mam aspiracje, do czego dążę. Ten, dla większości błahy epizod, otworzył mi oczy, pokazał, że swoje życie można zmieniać. Los wyciągnął do mnie rękę.
„ Aśka, Ty wariacie mój ukochany,
Pewnie nadal nie dowierzasz, że to jednak ja pierwsza wystawiłam swoje walizki za drzwi (przepraszam Cię za ten burdel, ale pakowałam się w pośpiechu). Nie chciałam pożegnania, po co beczeć na początku nowego życia? Obiecaj mi tylko, że zachowasz trochę godności i nie nauczysz się gotować oraz nigdy nie będziesz prała jego gaci.
Rzucam studia. Nie, nie oszalałam, no może odrobinkę. Chcę zacząć wszystko od zera. Po raz pierwszy nie mam planu i jestem szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Niewykluczone, że obleci mnie strach i tuż za rogiem wrócę z podkulonym ogonem. Ale może uda mi się dojść gdzieś znacznie dalej, do „swojego miejsca na ziemi” (choć poszukiwania ograniczę z całego globu do obszaru Polski). Uciekam i dobrze mi z tym. Dziękuję, że jesteś. Dam sobie radę, w dowodzie mi wpisali, że jestem już duża.
Buziaki, Ola”
Ewa Kozłowska
(ewa.kozlowska@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera