Tanoreksja – opalanie bez umiaru
2006-06-07 00:00:00Nadchodzi lato, a wraz z nim słoneczne, czasem wręcz upalne dni, kiedy to staniemy przed koniecznością odsłonięcia większej części naszego ciała. Dlatego też, rozpoczynamy intensywną walkę ze zbędnymi, nabytymi zimą kilogramami i cellulitem.
Odżywiamy i nawilżamy skórę, zaczynamy dbać o kondycję i wybieramy się do solarium, aby nasze ciało nabrało zdrowego, słonecznego kolorytu. Należałoby jednak się zastanowić, czy wszystkie spośród wymienionych wyżej zabiegów wpływają korzystnie na nasze zdrowie...
Nie od dziś wiadomo, że promieniowanie UV, na jakie narażamy naszą skórę podczas wizyty w solarium, powoduje czerniaka (nowotwora skóry), oparzenia i przebarwienia, a także uszkodzenia kolagenu i elastyny, przez co na naszej skórze szybciej pojawią się zmarszczki. Ale niewiele spośród korzystających z solarium wie, że opalanie... uzależnia. Promieniowanie ultrafioletowe stymuluje bowiem wydzielanie się w mózgu endorfin, substancji, które składem chemicznym przypominają morfinę. Endorfiny, zwane „hormonami szczęścia”, wywołują uczucie zadowolenia i przyjemności, doświadczane także podczas jedzenia czekolady czy uprawiania seksu. Nie dziwi więc fakt, że wiele osób uzależnia się od sztucznego słońca, czyli popada w tzw. tanoreksję.
Choroba zaczyna się niewinnie – od okazjonalnego korzystania z solarium, poprzez cotygodniowe wizyty, aż po codzienne. Dochodzi do tego, że myślimy tylko o zaletach opalania oraz pięknym kolorycie skóry, natomiast w ogóle nie dociera do nas fakt, że wciąż bombardowana promieniowaniem skóra, ulega nieodwracalnemu zniszczeniu. Co więcej, ignorujemy także groźbę zachorowania na raka skóry (aż 90 proc. nowotworów skóry jest wynikiem nadmiernego opalania). Mimo silnej, niemalże ciemnobrązowej opalenizny, czujemy się nadal blade i przez to mało atrakcyjne. Nie zauważamy realnego stanu naszej skóry, tak jak anorektyczki nie widzą swojej chudości. W większości przypadków choroba ta kończy się tragicznie...
Dlatego też, lepiej poprawić sobie nastrój wyprawą na zakupy lub kawałkiem czekolady, niż torturować swoją skórę pod lampami w solarium. A jeśli już naprawdę musimy się trochę opalić to najlepszym rozwiązaniem będzie naturalne słońce (zawartość promieni UV w świetle słonecznym jest dwukrotnie niższa niż dawka promieniowania emitowanego z lamp wykorzystywanych w solarium), oczywiście dawkowane z umiarem i połączone z ochroną, jaką dają preparaty z filtrami.
Monika Śliwa
Nie od dziś wiadomo, że promieniowanie UV, na jakie narażamy naszą skórę podczas wizyty w solarium, powoduje czerniaka (nowotwora skóry), oparzenia i przebarwienia, a także uszkodzenia kolagenu i elastyny, przez co na naszej skórze szybciej pojawią się zmarszczki. Ale niewiele spośród korzystających z solarium wie, że opalanie... uzależnia. Promieniowanie ultrafioletowe stymuluje bowiem wydzielanie się w mózgu endorfin, substancji, które składem chemicznym przypominają morfinę. Endorfiny, zwane „hormonami szczęścia”, wywołują uczucie zadowolenia i przyjemności, doświadczane także podczas jedzenia czekolady czy uprawiania seksu. Nie dziwi więc fakt, że wiele osób uzależnia się od sztucznego słońca, czyli popada w tzw. tanoreksję.
Choroba zaczyna się niewinnie – od okazjonalnego korzystania z solarium, poprzez cotygodniowe wizyty, aż po codzienne. Dochodzi do tego, że myślimy tylko o zaletach opalania oraz pięknym kolorycie skóry, natomiast w ogóle nie dociera do nas fakt, że wciąż bombardowana promieniowaniem skóra, ulega nieodwracalnemu zniszczeniu. Co więcej, ignorujemy także groźbę zachorowania na raka skóry (aż 90 proc. nowotworów skóry jest wynikiem nadmiernego opalania). Mimo silnej, niemalże ciemnobrązowej opalenizny, czujemy się nadal blade i przez to mało atrakcyjne. Nie zauważamy realnego stanu naszej skóry, tak jak anorektyczki nie widzą swojej chudości. W większości przypadków choroba ta kończy się tragicznie...
Dlatego też, lepiej poprawić sobie nastrój wyprawą na zakupy lub kawałkiem czekolady, niż torturować swoją skórę pod lampami w solarium. A jeśli już naprawdę musimy się trochę opalić to najlepszym rozwiązaniem będzie naturalne słońce (zawartość promieni UV w świetle słonecznym jest dwukrotnie niższa niż dawka promieniowania emitowanego z lamp wykorzystywanych w solarium), oczywiście dawkowane z umiarem i połączone z ochroną, jaką dają preparaty z filtrami.
Monika Śliwa
(dlastudentki@dlastudenta.pl)
Słowa kluczowe: tanoreksja zdrowie opalanie