Wracamy, bo…
2007-05-21 23:47:29„Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”. Pewnie znasz to przysłowie, ba może nawet pouczając innych często go używasz?. A czy całkiem przypadkiem w tym momencie nie przyznałaś się w duchu, że do tej samej „rzeki” zdarzyło Ci się wejść nie dwa a dwanaście razy?
Czasem Jego oczy rzeczywiście mają w sobie coś z wody, czasem są koloru lazurowego morza a spojrzenie przywołuję na myśl głębię oceanu, czasem są intrygujące i niebezpieczne jak nurt górskiego strumyka. Jakie by nie były, raz zobaczywszy te oczy potrafimy zatracić wszelkie przejawy racjonalnego myślenia i ….odpłynąć. Wtedy zaczynają się kłopoty. Tracimy czujność, jesteśmy w stanie wiele wybaczyć, nawet nie wiedziałyśmy, że na tak wiele sposobów potrafimy wytłumaczyć czyjeś zachowanie. Jeśli jednak wina (czytaj zdrada) jest nie do ukrycia a oskarżony wykazuje skruchę i ubolewa nad popełnionym występkiem, nie zastanawiamy się długo nad drugą szansą. Oczywiście nie mówię tu o zachowaniu wszystkich kobiet bez wyjątku. Są bowiem między nami takie, które mają twarde zasady, np. te dotyczące wybaczania i bez względu na okoliczności się ich trzymają. Mam na myśli te, które tak bardzo chcą uwierzyć, w obietnice ukochanego, że stają się one dla nich niepodważalne. Dlaczego? Czasem kieruje nami podświadomy lęk, obawa przed samotnością (przecież od zawsze byliście razem), nie wyobrażamy sobie od nowa budowania związku z innym partnerem (przecież znaliście się na wylot), a czasem po prostu za bardzo kochasz, by zadecydować o definitywnym końcu. Bo jak tu nigdy więcej nie trzymać się za ręce, nie śmiać razem, nie tańczyć.
Jest jeszcze drugi aspekt tego tematu. Sytuacja wygląda trochę inaczej. Zakochałaś się bez pamięci i... bez wzajemności. Wierz mi, dla niego to nie problem, ma opanowane do perfekcji radzenie sobie z wyrzutami sumienia związanymi z wykorzystaniem zauroczonej dziewczyny. Ty zaś nie możesz uwierzyć, że on nic do Ciebie nie czuje, przecież jego komplementy brzmią tak prawdziwie. Otóż nie zdajemy sobie sprawy, że są one wyrafinowaną bronią. Ty (cel) obrastasz w piórka, on czuje się pewniejszy. To, że zaraz po nich lądujecie w łóżku jest czystym przypadkiem, po prostu impuls, tłumaczysz. I tym razem prawdy nie da się długo ukrywać. Obiecujesz sobie, że już nigdy nie dasz się dotknąć, nie pozwolisz na takie traktowanie. Po czym budząc się kolejny raz obok niego, mówisz do jego pleców, że ten był ostatni. Psychologia tłumaczy takie zachowania jako stosowanie mechanizmów obronnych takich jak techniki tłumienia negatywnych odczuć (smutek, żal), wypierania ze świadomości nieprzyjemnych wspomnień, zaprzeczania lękowi (przed samotnością) itp.
W tym miejscu powinna się znaleźć recepta, jak trafnie ocenić i przejrzeć czyjeś zamiary. Jak postąpić kiedy serce i rozum mówią co innego, jaką decyzję podjąć by nie żałować. Wygląda na to, że potrzebny jest przepis na szczęście i to najlepiej jakiś uniwersalny. Taki niestety nie istnieje a przynajmniej ja takowego nie posiadam. Może po prostu mieć oczy szeroko otwarte i patrzeć ze zrozumieniem.
Marta Sułek
(dlastudentki@dlastudenta.pl)
Czasem Jego oczy rzeczywiście mają w sobie coś z wody, czasem są koloru lazurowego morza a spojrzenie przywołuję na myśl głębię oceanu, czasem są intrygujące i niebezpieczne jak nurt górskiego strumyka. Jakie by nie były, raz zobaczywszy te oczy potrafimy zatracić wszelkie przejawy racjonalnego myślenia i ….odpłynąć. Wtedy zaczynają się kłopoty. Tracimy czujność, jesteśmy w stanie wiele wybaczyć, nawet nie wiedziałyśmy, że na tak wiele sposobów potrafimy wytłumaczyć czyjeś zachowanie. Jeśli jednak wina (czytaj zdrada) jest nie do ukrycia a oskarżony wykazuje skruchę i ubolewa nad popełnionym występkiem, nie zastanawiamy się długo nad drugą szansą. Oczywiście nie mówię tu o zachowaniu wszystkich kobiet bez wyjątku. Są bowiem między nami takie, które mają twarde zasady, np. te dotyczące wybaczania i bez względu na okoliczności się ich trzymają. Mam na myśli te, które tak bardzo chcą uwierzyć, w obietnice ukochanego, że stają się one dla nich niepodważalne. Dlaczego? Czasem kieruje nami podświadomy lęk, obawa przed samotnością (przecież od zawsze byliście razem), nie wyobrażamy sobie od nowa budowania związku z innym partnerem (przecież znaliście się na wylot), a czasem po prostu za bardzo kochasz, by zadecydować o definitywnym końcu. Bo jak tu nigdy więcej nie trzymać się za ręce, nie śmiać razem, nie tańczyć.
Jest jeszcze drugi aspekt tego tematu. Sytuacja wygląda trochę inaczej. Zakochałaś się bez pamięci i... bez wzajemności. Wierz mi, dla niego to nie problem, ma opanowane do perfekcji radzenie sobie z wyrzutami sumienia związanymi z wykorzystaniem zauroczonej dziewczyny. Ty zaś nie możesz uwierzyć, że on nic do Ciebie nie czuje, przecież jego komplementy brzmią tak prawdziwie. Otóż nie zdajemy sobie sprawy, że są one wyrafinowaną bronią. Ty (cel) obrastasz w piórka, on czuje się pewniejszy. To, że zaraz po nich lądujecie w łóżku jest czystym przypadkiem, po prostu impuls, tłumaczysz. I tym razem prawdy nie da się długo ukrywać. Obiecujesz sobie, że już nigdy nie dasz się dotknąć, nie pozwolisz na takie traktowanie. Po czym budząc się kolejny raz obok niego, mówisz do jego pleców, że ten był ostatni. Psychologia tłumaczy takie zachowania jako stosowanie mechanizmów obronnych takich jak techniki tłumienia negatywnych odczuć (smutek, żal), wypierania ze świadomości nieprzyjemnych wspomnień, zaprzeczania lękowi (przed samotnością) itp.
W tym miejscu powinna się znaleźć recepta, jak trafnie ocenić i przejrzeć czyjeś zamiary. Jak postąpić kiedy serce i rozum mówią co innego, jaką decyzję podjąć by nie żałować. Wygląda na to, że potrzebny jest przepis na szczęście i to najlepiej jakiś uniwersalny. Taki niestety nie istnieje a przynajmniej ja takowego nie posiadam. Może po prostu mieć oczy szeroko otwarte i patrzeć ze zrozumieniem.
Marta Sułek
(dlastudentki@dlastudenta.pl)