Jestem na nie!
2006-06-18 21:40:58Szanowana, pełna rodzina. Dzieciństwo otulone miłością, podstawówka pełna nieustannych sukcesów. Dojrzewanie spokojne, bez uciekania z domu. Pierwszy pocałunek, olimpiady, inicjacja, matura zdana na 5. Mało oryginalne, ale opłacalne i prestiżowe studia, mąż, dwójka planowanych dzieci, bo przecież po trzecim możesz nie wrócić do figury. Żadnych niespodzianek. Piękny domek, czyste paznokcie, skarpetki i ogródek. A w ogródku krzewy ozdobne: azalie i tuje.
Oto marzenie wielu. Obraz, który wywołuje we mnie zaciekły bunt. Jak zacietrzewiony dwulatek mam ochotę tupnąć nogą: NIE, nie i jeszcze raz nie!!!
Nie dam się wstawić do salonu, jako partnerka życiowa, matka i strażniczka ogniska domowego, tuż obok stolika na telewizor. Nie sprzedam swojej duszy, swojej oryginalności, aspiracji za cenę luksusu i pozycji społecznej! Nie wsadzę się w schematy budzące szacunek otoczenia - już wolę, aby patrzono na mnie z niepokojem, zgorszeniem, pogardą. Nie mam zamiaru zostać stateczną matroną, a emeryturę spędzić oglądając seriale telewizyjne! Przemawia przeze mnie zapał i idealizm. Oto jednak nadchodzą ci - Stateczni, by ściągnąć mnie na ziemię: rozgoryczeni, dojrzali, mądrzy. Oni wiedzą lepiej. Z łatwością przekonają siebie samych, że jestem gówniarą, której tyrady należy kwitować politowaniem. Życie mi jeszcze nie dokopało, nie zderzyłam się z rzeczywistością, awanturuję się zamiast dokleić do twarzy uprzejmy uśmiech i ściągnąć łokcie ze stołu, jak dobrze wychowana dziewczynka. Dla wszystkich ich oczywiste jest jednak, że prędzej czy później schowam pazurki i z radością dołączę do szanownego grona - z garażem, stale opłacanym ZUS-em i xx-calowym telewizorem. Gdy tylko rozwieje się słodka ułuda, naiwne wyobrażenie o różowym życiu pomocna dłoń podniesie mnie z klęczek (gdzie będę zawodzić „czemu ja?” - jak każdy romantyczny głupiec) i przeniesie w cudowny, bezpieczny świat zamkniętych kółek i braku moralnych dylematów. Chciałoby się westchnąć patetycznie: ach, wy Stateczni, którzy „żyjąc, już umarli w chwili, gdy porzucili marzenia”…
Bo ja chcę wystawiać się na razy. Masochizm? Może trochę. Ale co cię nie zabije - to cię wzmocni. Z kolan wstajesz pokaleczona i silniejsza. Swoje życie mam zamiar przeżyć, a nie przespać. Żadnych tabletek na uspokojenie. Jedyne co do tego jest potrzebne to odwaga... W sukurs idzie mi literatura i różnego rodzaju maksymy. "Niech zawsze znajdzie się coś, czego będziesz szukać, czego będziesz pragnąć. Niech twoje życie nigdy nie skostnieje!” - brzmiał jeden z wpisów do mojego pamiętnika. Mniej więcej to samo zaleca w dedykacjach mój ukochany autor Jonathan Carroll, podpisując swoje dziełka magii: „nie przestawaj dążyć, nie przestawaj marzyć!”. Czyli żyj z pasją. Szukaj miłości, a kiedy ją znajdziesz nie oczekuj, że będzie trwać sama z siebie. Walcz o nią, podlewaj regularnie, podsycaj, pielęgnuj. Najgorsze co może cię spotkać, to nie życie: ból, desperacja, krew, zachody słońca, ale jego brak - pozbawienie się doznań, nałożenie sobie woalu wygody, podłożenie poduszki dostatku, która amortyzuje wszelkie upadki, kiedy to sensem staje się pokazanie się na mieście w nowym samochodzie. Bezduszne snucie się od jednej drogocennie udekorowanej ściany do drugiej, to nie dla mnie. Zawsze znajdę miejsce na marzenia i ich realizację. Przynajmniej taki mam plan. Siląc się na te oklepane mądrości, życzę wszystkim odwagi. Carpe diem! moi Drodzy, moje Drogie zwłaszcza, carpe diem!
Barbara Skrzynecka
(dlastudentki@dlastudenta.pl)