Go for it

Kobieta ma w sobie magię. Najpotężniejszą, jaką znał świat. Ma w sobie czar i urok. Czas wziąć się do umiejętnego wykorzystywania tej wewnętrznej siły.

Flirt jako broń zawsze trafia bez pudła. Nawet największe umysły marketingu strategicznego operują kolokwialnie zwanym podrywem, jak zwykłym narzędziem. Łatwo wyobrazić sobie ubraną w nienaganny kostium panią prezes prowadzącą ważne negocjacje w firmie. Oczywiście cała akcja rozegra się przy przezroczystym stole, spod którego będzie się rzucać w oczy króciutka spódniczka negocjatorki. Dodatkowo pikanterii całej rozmowie doda fakt, że pod kostiumem apelową białą bluzkę zastąpi seksownie wystająca spod żakietu bielizna. W takim starciu panowie raczej nie mają szans.

Oczywiście ta strategia nie zawsze ma szanse się sprawdzić na egzaminie. Uniwersytecka przyzwoitość jest skłonna ująć to w ramy molestowania seksualnego, więc lepiej nie ryzykować. Nic jednak nie broni przenieść takich zasad walki na resztę terenów. Przykładowo – autobus. Wdzięk i ujmujące spojrzenie plus seksowne bawienie się kosmykiem włosów niejedną agentkę uchroniło przed nadplanowymi kosztami jazdy na gapę. W przypadku rynku towarów wymiennych kobiecy flirt często obniża cenę o kilka procent. Stoi za nami murem w kwestii wszelkich reklamacji. Mama znajomego oddała kiedyś jakiś ciuch kupiony przed dwoma laty i to bez paragonu! A wszystko dzięki odpowiedniej i umiejętnej perswazji.

Udowodniono już nie raz, że to właśnie my kobiety jesteśmy nieodzownymi mistrzyniami flirtowania. Potrafimy seksownie przeciągać się na krzesłach, niczym kocice epatując swoją seksualnością. Świetnie idzie nam granie (podkreślam słowo: granie) słodkiej idiotki dla podbudowania męskiego intelektu, kiedy oczywiście potrzebne nam wrażenie, że wcale nie kontrolujemy bacznie poczynań naszego aktualnego towarzysza. Bo przecież, drogie panie, i tak wiadomo, kto i gdzie gra pierwsze skrzypce. A nic nie działa na mężczyzn bardziej przekonywująco niż kobieta, o którą muszą się zatroszczyć. Model zbolałego kaczątka lansowany przy każdym spotkaniu to oczywiście nie jest dobry pomysł, bo powszechnie wiadomo, że głupota nie jest w modzie. Może się mylę, ale wydaje mi się, że odrobina manipulacji męskimi emocjami to dokładnie to, co gwarantuje nam sukces. Warto przy tej okazji zdefiniować pojęcie: męskie emocje. Można uznać za nie niezmierzony pokłady emocjonalności, którymi delikwent wprost epatuje, ale można też założyć ich ukierunkowanie na penisa i tego się trzymać. Nie oszukujmy się – świadomość, że faceci myślą o wszystkim w kategoriach seksu naprawdę pomaga zrozumieć ich motywacje. A skoro mają oni tak jasno sprecyzowane dążenia i pobudki, to po prostu dajmy im to, czego oczekują. Zatem wszelkie chwyty dozwolone.

Najbardziej skuteczna jest zawsze pewność siebie. To z niej uwalnia się seksapil powoli osaczając mężczyznę z każdej strony. Można żyć ze świadomością własnych niedoskonałości, ale można też żyć ze zdolnością do ich maskowania. Najlepiej zrobi to erotyzm szeroko pojęty. Baw się włosami, przekładaj nogę z jednego kolana na drugie, ale przede wszystkim zapoznaj się ze szkłem. Kieliszek z winem, czy szklanka z drinkiem plus zdecydowany ruch wertykalny to gwarantowany wzrost męskiego ciśnienia. Randkowanie randkowaniem, ale szkolne zasady, żeby spokojnie się poznawać – zostaw w domu. Grunt to finał, więc pozwól swojemu kompanowi dostrzec, co może go czekać, kiedy minie ostatnią bazę. Pamiętaj tylko, że przez cały czas to ty wyznaczasz zasady gry.

Na szczęście nie żyjemy w Emiratach Arabskich i nie musimy zakutane w czerń biczować się w zaciszu domowej piwnicy, za fakt posiadania seksapilu. Werbalna mniej lub bardziej erotyka wypowiedzi werbalna to tylko sugestia, a nie zobowiązanie. Nie ma absolutnie żadnego realnego powodu, aby się tego wyzbywać ku czci społecznej pruderii.

Olga Filipowska
(olga.filipowska@dlastudenta.pl)

Fot. Łukasz Bera

---