Sennik, wróżka i horoskop, czyli kabała XXI wieku
2008-03-06 21:38:50Kiedy zapytałam kilku znajomych o to, czy wierzą w przepowiednie, nie otrzymałam żadnej jednoznacznie twierdzącej odpowiedzi. Wydało mi się to dość dziwne, bo kilku z nich przyznało się do czytania horoskopów, inni do sięgania rano po sennik – oczywiście otrzymany w prezencie. Jedna z osób przyznała się nawet do tego, że mimo swojego sceptycyzmu, chętnie wybrałaby się do jakiejś sprawdzonej wróżki. Ogarnęła mnie więc refleksja... Jak to możliwe, że w dobie komputerów, nurkujących samochodów i synchronicznie tańczących japońskich robocików, człowiek nadal szuka pomocy w siłach nadprzyrodzonych?
Nie trzeba jej wcale długo szukać. Wystarczy włączyć telewizor. Chcąc nie chcąc w końcu trafiamy na elegancką i tajemniczą panią, która przy zapalonej świecy i rozłożonych kartach, ciepłym i pełnym zrozumienia głosem, przemawia ze szklanego ekranu do dzwoniących telewidzów. Pani Justynka (bo tak zwraca się do niej tarocistka) chce wiedzieć, czy odezwie się do niej ten pan, co przestał dzwonić przed miesiącem. Pani Maria pyta, czy jej syn powinien jechać do Londynu. Studentka z Warszawy zastanawia się, czy zmienić kierunek studiów, a smutny pan Michał, kiedy wyzdrowieje jego żona. Chętnych nie brakuje. Telefon („jedyne” 2, 44 zł za minutę) dzwoni bez przerwy. Każdy bez zahamowań opowiada i pyta o najbardziej osobiste sprawy...
Nie chcemy rozmawiać na wizji? Nie ma problemu. Każda szanująca się wróżka ma dziś przecież swoją stronę internetową. Z ciekawości kilka z nich odwiedzam. Na ironię na jednej czytam, że tarot nienawidzi elektroniki. Wszystkie natomiast jednakowo oferują mi szybkie i dyskretne informacje o tym, co czeka mnie jutro, za rok, za dziesięć lat. Wystarczy podać kilka podstawowych danych (mniej, niż przy rejestracji na niejednym portalu!), a już za 100 zł otrzymam na skrzynkę mailową kilkunastostronicową zapowiedź tego, co mnie spotka. Znajduję nawet numer skype’a, więc mogę zadzwonić. Za „jedyne” 80 zł. Płatne z góry oczywiście.
Jeśli mamy czas, chęć i pieniądze, możemy sobie pozwolić na nieco szaleństwa. Spotkanie z jasnowidzem lub wróżką w ich prywatnym gabinecie. Jeśli chcemy się dowiedzieć czy nasz kolega z pracy lubi nas, czy nie, wystarczy przynieść panu jasnowidzowi zdjęcie delikwenta. Za kwotę 150 zł powie nam, czy warto mu jeszcze ufać. To, że znajomy po fachu jest dla nas miły, to jeszcze nie wszystko, prawda?
Oczywiście nie musimy daleko szukać i wydawać mnóstwa pieniędzy, by dowiedzieć się o sobie czegoś interesującego. Wystarczy bowiem poczekać, aż nam się coś przyśni. Warto więc mieć na półce słownik snów. Najlepiej dość obszerny, by mieć pewność, że po przebudzeniu odnajdziemy na pewno znaczenie snu. Nic nie szkodzi, że co trzecie hasło to freudowska interpretacja, zawsze związana z jakimś symbolem seksualnym. Cóż, może człowiek to rzeczywiście zwierzę społeczne i stadne, ale jak widać, nade wszystko seksualne.
Aha! Nie mogłabym zapomnieć o tym, że nieco o naszej przyszłości powie nam data naszych urodzin, a nawet imię. No proszę, więc to rodzice z chwilą jego nadania decydują, jacy będziemy. Z zaciekawieniem sprawdzam to w odpowiednim horoskopie. Dowiaduję się, że nie wykorzystuję swoich zdolności i ograniczam się do tego, co przyniesie mi życie. Nieco zniesmaczona zaglądam więc do horoskopu zodiakalnego. Ten jednak „gratuluje” mi podejmowania wielu inicjatyw i informuje, że moje ambicje mogą przerosnąć moje możliwości. Czyli jednak jest we mnie jakiś potencjał!
Szybko odczytuję jeszcze horoskop kwiatowy. Według niego jestem kaczeńcem (czy ja widziałam kiedyś kaczeńca?), a co za tym idzie, bezsprzecznie mam w sobie potężną intuicję. I nikt mi nie powie, że jest inaczej! Na koniec odwiedzam horoskop chiński. Więc jestem świnią... W dodatku leniwą i upartą. A myślałam, że tą cechę zarezerwowały już sobie osły.
Ludzi zawsze intrygowało to, co czeka ich w przyszłości. Niezależnie od tego gdzie żyją, ile mają lat i w jakiej wychowują się kulturze. Przecież nieznane kusi. Czy powinniśmy jednak bezgranicznie zawierzać tak licznym dziś wróżbitom, jasnowidzom czy choćby zwykłym horoskopom, układanym niekiedy„na kolanie” przez praktykanta w redakcji? Może wspomniana wcześniej studentka z Warszawy nie powinna marnować 2,44 zł za minutę na telefony do wróżki, lecz usiąść wygodnie w fotelu i porządnie zastanowić się nad tym, co tak naprawdę lubi i chce robić w życiu?
Każdy ma prawo ufać i wierzyć komu tylko zechce. Powinniśmy jednak pamiętać o tym, że wkradająca się w nasze życie nowoczesność i ogólna dostępność mediów sprzyja tym, którzy w przepowiadaniu przyszłości widzą jedynie dobrze prosperujący biznes.
Sylwia Stodulska
(dlastudentki@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera