Światowy Dzień Wolności Prasy
2008-05-03 11:03:33Właśnie dziś już po raz piętnasty przypadają obchody Światowego Dnia
Wolności Prasy. W tym roku upłynie on na debacie dotyczącej wpływu
wolności prasy na rzeczywisty udział obywateli w decydowaniu o ich
życiu i losach kraju.
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka wolność słowa traktuje jako jedno z naszych podstawowych praw. Zgodnie z art.19 „każdy człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice.”
Zatem nadrzędnym celem tego dnia jest nic innego, jak przypomnienie wszystkim o powinności poszanowania wolności prasy i wypowiedzi. To fundamentalne prawo każdego obywatela w demokratycznym państwie i należy je chronić. Teoretycznym zapewnieniom czasem jednak daleko do praktycznej realizacji. Weźmy na przykład głośną swego czasu aferę na Białorusi. Jej echa pobrzmiewają do dzisiaj. Nie dalej jak miesiąc temu przeszukano cztery redakcje białoruskich mediów i prywatne mieszkania dziennikarzy. Skonfiskowano sprzęt. Cała sytuacja stanowiła odwet za satyryczne kreskówki, których bohaterem był Łukaszenko. Podobno. Rzeczywistych przyczyn upatruje się jednak w niezależnych relacjach z manifestacji, która odbyła się 25 marca. A taką reakcję władz potraktowano jako formę zemsty.
Kwestia wolności słowa jest na tyle ważna, że powołano organizację na jej rzecz – Freedom House. Co roku publikuje ona m.in. mapkę świata przedstawiającą obszary pod kątem przestrzegania, bądź też nie, wolności słowa. Według najnowszej całkowitą wolność gwarantują 72 państwa (m.in. Kanada, Szwecja, Niemcy i Polska). Częściowa panuje w 59 państwach (m.in. w Indiach, Egipcie, Brazylii, czy Meksyku). A jej całkowity brak stwierdzono w 65 państwach, w tym w Rosji, Kazachstanie i na Białorusi.
Panująca w naszym kraju wolność słowa momentami zmierza w niewłaściwą stronę. Znamiona jej nadużywania noszą tabloidy. Nikomu chyba nie trzeba prezentować tytułów. W obliczu pogoni za sensacją zanika gdzieś po drodze zwykłe poczucie odpowiedzialności. Wchodzenie z butami w czyjeś życie i publikacja różnorakich bzdur stają się gwarancją sukcesu. Bez wątpienia. A skoro można osiągnąć go, imając się takich właśnie sposobów, to mało kto będzie w takiej chwili zastanawiał się nad kwestiami etycznymi. Raczej skorzysta z przysługującej mu wolności, dopóki taka istnieje.
Czasy cenzury minęły w Polsce na początku lat 90. Język stał się zatem wolny. Pytanie tylko, na ile? Bo czy wolność słowa oznacza prawo do pisania o wszystkim? Może się przecież okazać, że padnie o jedno słowo za dużo i całą tą wolność coś trafi. Tylko, gdzie z kolei istnieje granica właśnie dla tego jednego słowa?
Katarzyna Stec
(katarzyna.stec@dlastudenta.pl)
Fot. Łukasz Bera