Własny styl, czyli co?
2009-10-18 14:41:51Czy własny styl trzeba na siłę propagować, ubierając stworzone przez siebie dziwadła? Czy może odziewać się w dziwadła innych autorów? A może.. może by tak czasem pomyśleć i połączyć modne super fashion trendy z własną nutą dobrego smaku?
Niech mi ktoś powie, że oglądając kiedyś choćby Fashion TV, nie złapał się choć raz za głowę, pytając „co to u diabła jest?!” Nie? No to winszuję, bezkrytycznego podążania pod dyktando stylistów. I to się ostatnio dość często przytrafia. Fajnie, jest pomysł. Projektują niebanalne stroje, dokładają wszelkich starań, żeby upstrzyć je awangardą i nowatorstwem, czasem w kontrowersyjnej parze z tradycją czy folklorem. Doprawdy, bardzo fajnie. Tylko czy przeciętny obywatel, a raczej obywatelka wylezie z domu w kapeluszu, w którego rondzie zmieściłoby się z pół miasta? Czy własny styl trzeba na siłę propagować, ubierając stworzone przez siebie dziwadła? Czy może odziewać się w dziwadła innych autorów? A może.. może by tak czasem pomyśleć i połączyć modne super fashion trendy z własną nutą dobrego smaku?
Weźmy na tapetę leginsy. Kilka już sezonów są ponoć bardzo modne, w nadchodzącym też da się wielokrotnie o nich usłyszeć. Przykra analiza społeczności żeńskiej, której większość obleka się w wąziutkie geterki, dowodzi o ślepym, notorycznym zaczytywaniu się w czasopismach żurnalopodobnych. Równie przykry jest także fakt, że większość z nas, Drogie Panie, zapomina, że są to tylko propozycje. Propozycje, nie zaś bezsprzeczne, nie dające się podważyć dyktanda. Na piękne bowiem, jakże modne leginsy nie może sobie pozwolić bardzo szczupła, eteryczna dziewoja, jak i przysadzista, krępa kobita! Przecież to jest oczywiste - to zapewne główna myśl, wychwytywana z tego tekstu. Czyli na dobrą sprawę brak myśli. A jednak! Nie jest to tak oczywiste, jak zdawać by się mogło. Bo przechadzając się po ulicach nadal spotkać można ewenementy, które pędzą do domu oglądać kolejną rewię mody, aby następnego dnia zakupić ciuszek przeznaczony dla kobiet o całkowicie odmiennym typie urody. To jest właśnie przykład braku własnego stylu. Ale pójdźmy w drugą stronę.
Bo cóż, jeśli styl jest na tyle ukształtowany, że determinuje sylwetkę, a wręcz przesłania osobę. Jak na przykład wszystkie części garderoby założone tego samego dnia, że to niby na cebulkę, że to niby stylowo, oryginalnie, nietuzinkowo. Teraz, gdzie się podziało trochę skromności i ociupinka (już nie mówię o niezmierzonych pokładach) krytycyzmu? Prawdopodobnie, jak cała reszta osobowości, zaginęła pod tuzinem kompletnie niedobranych i niewspółgrających ze sobą ubrań.
Trzeba mieć trochę odwagi, żeby pokazać coś innego, niż szare kolory na szarych ludziach. Ale „szarych” nie będę krytykować. Nie ze względu na wrodzoną skromność, może po prostu ze względu na brak środków. A może pochwalić ich trzeba za bezpretensjonalność? A może i nie. Po prostu zostawiam ich w spokoju.
Całą ogłupioną resztę, która w swoich modnych klapkach na oczach, biega od butiku do butiku, mogłabym wyplewić jak chwasty. Ponieważ jak zwykle, między dwoma skrajnościami, wypadałoby znaleźć umiar, zwłaszcza, gdy mówi się, że nie szata zdobi człowieka. Co (na marginesie) też jest niezłą bzdurą. Co więc? Może skompletować stare jeansy, w których prawie zrobiła się dziura, a w których i tak wyglądamy bombowo, z czymś nowym? Może wygrzebać starą skórzaną torbę, bo do dwurzędowego trenczu będzie pasowała jak ulał? Może choć trochę pomyśleć, zanim kupi się kolejny szałowy ciuch, w którym będziemy wyglądały jak „baba zza płotu”? Nie trzeba być diwą, żeby robić wrażenie. Ale błagam ,nie wszystkie z nas, bo przez przypadek zapomnimy, że każda ma inny gust!
Natalia Kędziak
(natalia.kedziak@dlalejids.pl)
Fot. Łukasz Bera