Błędna diagnoza czy zmartwychwstanie?
2008-08-05 16:09:42Dnia 2 stycznia 2006 roku Hubert, student pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Warszawskim, postanowił pojechać samochodem do swojej przyjaciółki Gosi, by wspólnie z nią obejrzeć film. Hubert do Gosi nie dojechał. Po drodze wpadł w poślizg, dachował, po czym zatrzymał się na słupie.
Istotne jest to, że nie jechał wówczas z nadmierną prędkością. Wezwany lekarz pogotowia przybył bardzo szybko na miejsce wypadku. Ponieważ istniało podejrzenie, iż wrak auta jest pod napięciem elektrycznym, nie udzielał poszkodowanemu pomocy.
W powszechnym przekonaniu lekarz to osoba powołana do tego, aby nie zważając na okoliczności, ratować ludzkie życie. Jak widać nie w przypadku Huberta.
Świadek, który obserwował zdarzenie opowiadał, iż lekarz robił wszystko, co w jego mocy. A dokładnie chodził z latarką dookoła auta i spoglądał co chwilę na poszkodowanego. Następnie stwierdził zgon Huberta, nie badając go. Postawił diagnozę ,,na oko”. Mimo tego, iż lekarz nie był dowodzącym w akcji ratowniczej, miał obowiązek nakazać wycięcie Huberta z wraku auta. Nie uczynił tego. Lekarz ten - podobno z wieloletnim doświadczeniem - dopuścił się jawnego zaniedbania względem poszkodowanego.
Co mogło wpłynąć na decyzję lekarza o postawieniu tak mylnej diagnozy? Być może własne bezpieczeństwo i strach przed napięciem elektrycznym, pod wpływem którego mógł znajdować się wrak auta. Miał niewątpliwie lekarz prawo, ale i obowiązek zlecić wyciągnięcie Huberta z wraku, aby go zbadać i postawić właściwą diagnozę, po czym skierować do szpitala, aby rozpocząć działania ratujące chłopakowi życie. Stało się inaczej...
Wyobraźmy sobie 70 minut bez pomocy medycznej we wraku auta ze wstrząśnieniem mózgu. Szczęściem w nieszczęściu okazał się policjant, który zauważył u Huberta oznaki życia. Dziś już wiadomo, że przez zaniedbanie lekarza chłopak znacznie ucierpiał na zdrowiu. Ma problemy z chodzeniem i wymową. Dla studenta prawa mowa jest bardzo ważna. Trudno bez niej funkcjonować na polu zawodowym. Hubert jednak nie poddaje się, uczęszcza do logopedy i na rehabilitację. Ma nadzieję, że wróci do pełnej sprawności fizycznej i będzie mógł kontynuować studia.
Lekarz nie poniósł do tej pory żadnych konsekwencji za popełniony błąd. Czy Huberta był jego jedyną „ofiarą”? Zaskakująca jest postawa samego chłopaka, który mimo tego, iż znacznie ucierpiał znacznie, nie myśli wyłącznie o swojej osobie. Przyznał, że jest ciekawy, ile osób znajduje się w podobnej sytuacji. Bo, że takie istnieją, jest pewien całkowicie. Rodzice Huberta dążą do wyjaśnienia zaniedbań w akcji ratowniczej. Spotykają się jednak za każdym razem z umarzaniem postępowania o nie udzielenie pomocy ofierze wypadku. Dlaczego? Czy poplecznictwo nadal triumfuje w środowisku, a może lekarze nigdy się nie mylą?
W dzisiejszych czasach nie czujemy się bezpiecznie nawet w otoczeniu służby zdrowia. Nie zawsze możemy na niej polegać, co powoduje w nas poczucie lęku. Często też nie decydujemy się na wizytę u lekarza tylko i wyłącznie z powodu obawy przed nowo rozpoznanymi chorobami, które są niekiedy nieuleczalne bo tkwią tylko i wyłącznie w naszej psychice. Czy Hubert po tak traumatycznym przeżyciu będzie w stanie zaufać jeszcze kiedykolwiek służbie zdrowia? Czas pokaże.
Paulina Zych
(paulina.zych@dlastudenta.pl)
Istotne jest to, że nie jechał wówczas z nadmierną prędkością. Wezwany lekarz pogotowia przybył bardzo szybko na miejsce wypadku. Ponieważ istniało podejrzenie, iż wrak auta jest pod napięciem elektrycznym, nie udzielał poszkodowanemu pomocy.
W powszechnym przekonaniu lekarz to osoba powołana do tego, aby nie zważając na okoliczności, ratować ludzkie życie. Jak widać nie w przypadku Huberta.
Świadek, który obserwował zdarzenie opowiadał, iż lekarz robił wszystko, co w jego mocy. A dokładnie chodził z latarką dookoła auta i spoglądał co chwilę na poszkodowanego. Następnie stwierdził zgon Huberta, nie badając go. Postawił diagnozę ,,na oko”. Mimo tego, iż lekarz nie był dowodzącym w akcji ratowniczej, miał obowiązek nakazać wycięcie Huberta z wraku auta. Nie uczynił tego. Lekarz ten - podobno z wieloletnim doświadczeniem - dopuścił się jawnego zaniedbania względem poszkodowanego.
Co mogło wpłynąć na decyzję lekarza o postawieniu tak mylnej diagnozy? Być może własne bezpieczeństwo i strach przed napięciem elektrycznym, pod wpływem którego mógł znajdować się wrak auta. Miał niewątpliwie lekarz prawo, ale i obowiązek zlecić wyciągnięcie Huberta z wraku, aby go zbadać i postawić właściwą diagnozę, po czym skierować do szpitala, aby rozpocząć działania ratujące chłopakowi życie. Stało się inaczej...
Wyobraźmy sobie 70 minut bez pomocy medycznej we wraku auta ze wstrząśnieniem mózgu. Szczęściem w nieszczęściu okazał się policjant, który zauważył u Huberta oznaki życia. Dziś już wiadomo, że przez zaniedbanie lekarza chłopak znacznie ucierpiał na zdrowiu. Ma problemy z chodzeniem i wymową. Dla studenta prawa mowa jest bardzo ważna. Trudno bez niej funkcjonować na polu zawodowym. Hubert jednak nie poddaje się, uczęszcza do logopedy i na rehabilitację. Ma nadzieję, że wróci do pełnej sprawności fizycznej i będzie mógł kontynuować studia.
Lekarz nie poniósł do tej pory żadnych konsekwencji za popełniony błąd. Czy Huberta był jego jedyną „ofiarą”? Zaskakująca jest postawa samego chłopaka, który mimo tego, iż znacznie ucierpiał znacznie, nie myśli wyłącznie o swojej osobie. Przyznał, że jest ciekawy, ile osób znajduje się w podobnej sytuacji. Bo, że takie istnieją, jest pewien całkowicie. Rodzice Huberta dążą do wyjaśnienia zaniedbań w akcji ratowniczej. Spotykają się jednak za każdym razem z umarzaniem postępowania o nie udzielenie pomocy ofierze wypadku. Dlaczego? Czy poplecznictwo nadal triumfuje w środowisku, a może lekarze nigdy się nie mylą?
W dzisiejszych czasach nie czujemy się bezpiecznie nawet w otoczeniu służby zdrowia. Nie zawsze możemy na niej polegać, co powoduje w nas poczucie lęku. Często też nie decydujemy się na wizytę u lekarza tylko i wyłącznie z powodu obawy przed nowo rozpoznanymi chorobami, które są niekiedy nieuleczalne bo tkwią tylko i wyłącznie w naszej psychice. Czy Hubert po tak traumatycznym przeżyciu będzie w stanie zaufać jeszcze kiedykolwiek służbie zdrowia? Czas pokaże.
Paulina Zych
(paulina.zych@dlastudenta.pl)
Słowa kluczowe: Błędna diagnoza czy zmartwychwstanie? wypadek samochodowy śmierć